Członkowie Oddziału

Rzeszów

Preambuła statutu ZLP


Związek Literatów Polskich jest zawodową organizacją pisarzy. Jego członkowie, w swojej twórczości i działalności, nawiązują do humanitarnych tradycji myśli ogólnoludzkiej, które w kulturze polskiej zawsze były zespolone z troską o dobro kraju i narodu. Kontynuacja tych tradycji oraz wszechstronny rozwój współczesnej literatury polskiej stanowią przedmiot starań i pracy wszystkich członków i władz Związku Literatów Polskich.



Związek Literatów Polskich

Menu

KRYSTYNA BĘCZKOWSKA



Krystyna Bęczkowska

Ur. 1 stycznia 1940 r. w Zawichoście, powiat sandomierski, w rodzinie chłopskiej. Była emerytowaną nauczycielką, mieszkała w Tarnobrzegu. Ukończyła zaoczne Studium Nauczycielskie w Kielcach oraz polonistyczne studia magisterskie i podyplomowe w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Twórczością literacką i pracą naukową (krytyką literacką) zaczęła się zajmować, nauczając w Liceum Ogólnokształcącym w Grębowie. Pierwszy opublikowany wiersz nosił tytuł „Twarz mojej matki”, a ukazał się w „Tygodniku Kulturalnym” z 27 kwietnia 1975 r. Wiersze „Prawda” i „Cień” zostały zamieszczone na łamach „Wieści”.

Autorka 29 artykułów o różnorodnej problematyce. Swoje prace publikowała w różnych czasopismach, m.in. utwory dla dzieci w kwartalniku „Poezja i Dziecko”.

Została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi (5 sierpnia 1981 r.), otrzymała Nagrodę Kuratora Okręgu Szkolnego (12.10.1974 r.), wiele wyróżnień i podziękowań, między innymi podziękowanie z Głównej Kwatery ZHP (09.01.1974 r.), Złotą Odznakę ZNP (14.09.1992 r.) oraz Nagrodę Prezydenta Miasta Tarnobrzega Jana Dziubińskiego za wkład w rozwój kultury i dziedzictwa narodowego na terenie Miasta Tarnobrzeg, a także poza jego granicami (27.05.2003 r.). W 2010 roku otrzymała nagrodę specjalną Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego w uznaniu nieocenionych zasług dla kultury polskiej. Również w 2010 roku otrzymała odznakę Zarządu Głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego za pięćdziesięcioletnią przynależność do ZNP.

Była członkiem Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz długoletnim instruktorem ZHP w stopniu harcmistrza, zaś od 21 kwietnia 2010 r. — członkiem Związku Literatów Polskich.


Zmarła 13 grudnia 2016 r. w Tarnobrzegu. Dla nas, literatów ZLP O/Rzeszów, nie cała odeszła!





Książki wydane drukiem

» Światła i cienie, Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Tarnobrzeg 1991
» Wynurzenia, Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Tarnobrzeg 1992
» Pejzaże poetyckie, Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Tarnobrzeg 1993
» Rytmy serca, Tygodnik Nadwiślański, Tarnobrzeg 1995
» Głos żywych kamieni (wiersze, opowiadania, wspomnienia), Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 1996
» Barwy mojego czasu, Prywatna Agencja Informacji Regionalnej „Myjakpress”, Sandomierz 1998
» Wartości w świecie dziecka we współczesnej literaturze dla dzieci, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 2000
» Szukanie światła, Wydaw. Diecezjalne, Sandomierz 2000
» Oblicza młodości. Współczesna proza dla nastolatków i jej recepcja, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielece 2001
» O czym mruczy kotek Karolek. Wiersze i opowiadania dla dzieci i młodzieży, Wydaw. Diecezjalne, Sandomierz 2002
» Tęsknota. Wiersze i opowiadania, Wydaw. Diecezjalne, Tarnobrzeg — Sandomierz 2002
» Współczesna poezja dla dzieci i jej wartości, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 2004
» Dojrzewanie Harry'ego Pottera, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 2005
» Powieść obyczajowa dla młodzieży po roku 1990, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 2006
» Twórczość poetycka dzieci i młodzieży, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia, Sandomierz 2007
» W poszukiwaniu prawdy, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2008
» Czarodziejski świat. Wiersze dla dzieci, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2009
» Opowiadania i opowieści dla młodzieży po roku 1970, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2010
» Współczesna powieść dla dzieci i młodzieży po roku 1990, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2010
» Nad przepaścią, Wydawnictwo Komograf, Ożarów Mazowiecki 2010
» Twórczość prozatorska Natalii Rolleczek-Korombel dla młodzieży, Tuchów 2011
» Polskie współczesne opowiadania dzieci i młodzieży, Ożarów Mazowiecki 2012
» Osaczona, Tarnobrzeg 2013
» Twórczość baśniopisarska dzieci i młodzieży, Ożarów Mazowiecki 2013
» Twórczość prozatorska Stanisławy Platówny dla dzieci i młodzieży, Rzeszów 2013
» Być i czuwaj, Ożarów Mazowiecki 2015


Kontakt elektroniczny

KrystynaBecz@gmail.com



Proza


Krystyna Bęczkowska

Okupacyjne wspomnienia matki


P

rzed drugą wojną światową mieliśmy małe gospodarstwo i wiatrak. Wiodło nam się nieźle. Wojna zniszczyła nasze spokojne życie. W drugim roku wojny do naszej wsi Górki, powiat Sandomierz, przyjechali Niemcy, którzy nikomu nie pozwalali jej opuścić, przeprowadzali rewizję w gospodarstwach. Wiatrak zaplombowali. Była pora żniwna. Na polach stało jeszcze żyto w mendlach. W tym czasie zachorowałam na serce, dzieci były małe. Mąż chcąc ratować moje zdrowie, puścił nocą wiatrak, aby zarobić pieniędzy na lekarstwa. Ktoś z naszej wsi doniósł Niemcom o tym. Rano przyjechało trzech żandarmów niemieckich, którzy zabrali wszystką żywność z domu. Na moją prośbę ze łzami w oczach komendant zostawił mi jeden worek mąki pytlowej. Jeden żandarm przystawił mi pistolet do piersi i pytał z krzykiem:

— Gdzie mąż?!

Tymczasem on ukrył się w stodole w koniczynie. Niemcy szukali go tak, kłuli koniczynę bagnetami raz koło razu, ale nie trafili go. Przykazali odjeżdżając, żeby zgłosił się na posterunek w Zawichoście. Na trzeci dzień mąż zgłosił się na posterunek i nie wrócił do domu, bo Niemcy zawieźli go do więzienia w Sandomierzu. Zostałam się z trojgiem małych dzieci i staruszką matką bez środków do życia. Dzieci niczego nie rozumiejąc, wołały jeść. Pozostawiłam je z matką i pojechałam na posterunek niemiecki do Sandomierza, aby prosić o zwolnienie męża. Oni drwili ze mnie, wreszcie pokazali mi drzwi i wyszłam stamtąd ze strachem i płaczem. Dwa razy w tygodniu jeździłam do męża z żywnością, której on w ogóle nie otrzymywał, gdyż Niemcy zabierali ją dla siebie, a jego i innych więźniów karmili zupą ze zgniłej kapusty, rżniętych pokrzyw i końskiej padliny. Więźniowie z wycieńczenia trzymali się ścian. W nocy chodziła kontrola niemiecka z psami. Na dziedzińcu więziennym kapusie ćwiczyli więźniów. Jeśli któryś z nich nie wykonywał prawidłowo poleceń, Niemiec prał go, gdzie popadło. Strażnik niemiecki z karabinem i gumą prowadził czwórki więźniów do łaźni. Wybranych więźniów wywożono na rozstrzelanie. Na oczach więźniów rozstrzeliwano Żydów pod murem. Pewnego razu Niemiec jechał na koniu, włócząc po dziedzińcu człowieka przywiązanego do końskiego ogona.

Nie spałam po nocach, myśląc o tym, jak wydobyć męża z więzienia. Nieraz stałam przed bramą więzienną i w zakratowanym oknie widziałam go. Stojąc tam, można było dostać w głowę kamykami, rzucanymi z okien więziennych, z przymocowanymi do nich kartkami. Zrozpaczona, że nie mogę pomóc mężowi, poszłam po raz drugi na posterunek żandarmerii. Gdy czekałam w poczekalni, usłyszałam straszny krzyk katowanego człowieka. Otwarły się drzwi i Niemcy wyprowadzili broczącego krwią Żyda. Serce mi drżało ze strachu, bo mnie mogło spotkać to samo. Weszłam na posterunek, ze strachu nie mogąc przemówić słowa. Oni zaczęli mnie pytać, czego chcę, mówili, żebym się nie bała. Przemówiłam z trudem, że przyszłam w sprawie męża. Zaczęli szukać jego papierów, wreszcie powiedzieli mi, że tutaj ich nie ma, może są na posterunku w Opatowie.

Na drugi dzień wybrałam się furmanką do Opatowa. Drogi dobrze nie znałam. Wyjechałam z domu w nocy, nie pamiętam o której godzinie, bo nie miałam zegarka. Gdy Niemcy przyjechali w sprawie wiatraka, spustoszyli cały dom, jeden z nich rozbił w kawałki o podłogę budzik stojący na stole. Najmłodsze dziecko, córka, leżało wówczas w kołysce i przestraszone zanosiło się płaczem.

Jadąc w nieznaną mi drogę, może o godzinie drugiej w nocy w jednym z domów zauważyłam światełko. Zeszłam z wozu i zapukałam do drzwi. Po dłuższym pukaniu i rozmowie przez zamknięte drzwi wyszedł gospodarz, który upewnił mnie, że jadę dobrze, nie kazał mi zjeżdżać z tej drogi.

W czasie dalszej jazdy podeszło do furmanki sześciu partyzantów z karabinami. Wsiedli oni na wóz i kazali mi jechać w innym kierunku. Opowiedziałam im , dokąd i w jakiej sprawie jadę. Oni zaczęli się ze sobą kłócić. Czterech nie chciało zejść z furmanki, dwóch ściągnęło ich siłą. Jechałam dalej spokojnie. Gdy dojechałam do Opatowa, była godzina szósta. Zaczęłam dopytywać się ludzi, gdzie jest starosta. Akurat jeden z mężczyzn powiedział mi, że tam idzie. Kazał zajechać na swoje podwórko i razem poszliśmy do starostwa. Tam powiedzieli mi, że papierów męża nie ma i odesłali mnie z powrotem na posterunek w Sandomierzu. Ledwie żywa przyjechałam do domu, w którym nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Na drugi dzień rano znowu pojechałam do Sandomierza. Podjechałam furmanką pod więzienie, podałam paczkę dla męża i wypłakałam się mocno przed piekielną bramą więzienną. Znów z bijącym jak młot sercem weszłam na posterunek i przypomniałam im, w jakiej sprawie przyszłam. Szukali tych papierów od nowa z godzinę i nie znaleźli ich. Gdy zaczęłam płakać, powiedzieli mi, że tu płakać nie wolno. Oni nic nie poradzą w takiej sytuacji, bo nie wiedzą, co to za jeden.

O zachodzie słońca wyjechałam z Sandomierza i nadjechałam nad sandomierską górkę. Z przemęczenia zapomniałam zahamować wozu. W czasie zjazdu z góry u wozu złamała się waga. Koń z dyszlem został na górze, a ja siedząc na siedzeniu, nogi miałam okryte kocem, z błyskawiczną szybkością zjeżdżałam w dół. Impet powietrza wyrzucił mnie na jezdnię, a część wozu wywrócona do góry nogami wpadła do rowu. Gdy oprzytomniałam, nie mogłam pozbierać się, tak byłam potłuczona. Z trudem zaczęłam myśleć o tym, co dalej robić. Zbliżała się noc. Ledwo trzymając się na nogach, sprowadziłam konia z góry i stanęłam bezradna przy leżącym w rowie wozie. Wtedy zauważyłam, że szosą idzie jakiś pan z teczką. Gdy podszedł bliżej, poprosiłam go o przytrzymanie konia, sama chciałam zawołać ludzi do podniesienia wozu, ale on powiedział mi, że zależy mu na czasie i oddalił się. Stałam nadal bezradna. Nadeszli dwaj żandarmi niemieccy. Jeden z nich był podkomendantem. Nie zwróciłam się do nich o pomoc, bo nie mogłam już na Niemców patrzeć. Tymczasem oni sami podeszli do mnie i jeden z nich zapytał: „Matka, co się stało?!” Wtedy ja opowiedziałam im o swoim szczęśliwym ocaleniu. Dziwili się, że mnie nie zabiło. Opowiedziałam im historię męża i prosiłam ich, żeby mnie zabrali na jego miejsce, jego wypuścili, to on prędzej da radę dzieciom, bo ja nie mam już zdrowia.

— Pan jesteś cudzoziemcem — mówiłam do starszego — a ja jestem Polką, ja jestem nieszczęśliwa i Pan może też jest nieszczęśliwy, może swoje małe dzieci pozostawił w ojczyźnie i za nimi tęskni, dlatego niech zlituje się nad moimi dziećmi!

Pod wpływem moich słów Niemcowi poczęły płynąć z oczu łzy, które szybko otarł.

— Matka, nie płacz — powiedział. — Ja to zrobię, że mąż ci przyjdzie. A ty nie płacz, bo dostaniesz choroby na serce i co z tego będzie?..

Niemcy po upływie paru minut przyprowadzili czterech chłopów i kazali im wydostać wóz z rowu. Wsiadłam na wóz, podkomendant podał mi bat do ręki i powiedział, żebym za dwa dni zgłosiła się na posterunek w Sandomierzu. Gdy przyszłam na posterunek, wręczono mi pismo do adwokata niemieckiego, który po przeczytaniu go napisał odpowiedź i kazał złożyć je na posterunku. Po upływie pięciu dni Niemcy przyjechali do domu zbadać, czy mówiłam im prawdę. Zabrali mnie do swojej taksówki i pojechaliśmy do starostwa w Opatowie. Tam wpłaciłam 1000 złotych kaucji i otrzymałam kartę zwolnienia męża z więzienia.

Przyjechaliśmy na posterunek w Sandomierzu. Zadzwonili do więzienia w tej sprawie. Pytali mnie, czy mąż będzie mógł iść. Odpowiedziałam, że gotowa jestem wziąć go na plecy, żeby tylko wyszedł z więzienia. Śmiali się, że taka mała osoba niosłaby takiego chłopa. Kazali mi iść pod więzienie. Ze trzy godziny stałam przed bramą więzienną. Już zabrakło mi cierpliwości. To wyszedł nadzorca, to Niemiec prowadził Polaka broczącego krwią, a męża nie było widać. Nareszcie zauważyłam, jak wyszedł za bramę. Nie poznał mnie, bo świata na oczy nie widział, był wysuszony i blady jak ściana. Odwrócił się wtedy, gdy zawołałam na niego po imieniu.

Dopiero po przypadkowym uwolnieniu męża z więzienia dowiedziałam się o tym, że papierów jego nigdzie nie było. O uwolnienie męża z więzienia starałam się przez volksdeutschów. Oni brali ode mnie pieniądze i przepijali je. Jedna z moich sióstr wygadała się o tym do żołnierza niemieckiego, który doniósł o tym na posterunek. Wtedy komendant niemiecki, który w porozumieniu z tymi volksdeutschami miał załatwić zwolnienie męża z więzienia, w obawie przed czekającą go karą, zniszczył jego papiery.


W

czasie pięciomiesięcznego pobytu męża w więzieniu Niemcy wysadzili wiatrak minami i doszczętnie rozebrali zabudowania drewniane. Był sierpień 1944 r. Wszystkich ludzi ze wsi Górki wysiedlili. Strudzeni pieszą wędrówką wysiedleńcy z wielu wsi przybyli do wsi Prusy. Niemcy ustawili w jednym szeregu mężczyzn, a w drugim kobiety i zaczęli wybierać mężczyzn, a później zabierać krowy. Tym razem zabrali mojego męża. Zostałam z trojgiem dzieci, najmłodsze dziecko, córka, miała cztery lata. Obok wozu, na którym nie miałam nic z żywności, stała jedyna żywicielka rodziny — krowa, jałówka. Tymczasem Niemcy pozwolili mojej średniej siostrze odjechać z dwiema krowami, a moją krowę zabrali. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Dzieci płakały razem ze mną, trzymały się mojej spódnicy. Uklękłam na ziemi i rozpiąwszy bluzkę prosiłam Niemców, wskazując na dzieci, żeby mnie zabili razem z nimi. Jeden z Niemców przystawił pistolet do mojej piersi. Nagle podbiegł niski Niemiec, odepchnął go i zaczął mnie pytać, dlaczego tak rozpaczam.

— My przecież nie wieziemy was na stracenie — tłumaczył mi — lecz chcemy was uchronić od kul.

— Wy chcecie nas od kul uchronić, a nam i tak przyjdzie zginąć śmiercią głodową — odpowiedziałam mu, wskazując na pusty wóz.

— Przecież matka ma jeszcze krowę — powiedział ze zdziwieniem Niemiec.

Wówczas ja wyjaśniłam mu, że moja ostatnia krowa została przez nich zabrana.

Okazało się, że Niemcy zabrali mi krowę, gdyż siostra chcąc zachować dwie krowy, powiedziała im, że jedna z nich jest moja. Wtedy Niemcy poszwargotali między sobą i przyprowadzili do wozu moją krowę, a zabrali krowę siostry.

Z Prus doszliśmy do wsi Stodoły, Wyspa i Buczek. Następnie schroniliśmy się w Dołach Dziurowskich. Naszym domem były ziemianki i schrony. Po pewnym czasie eskorta Niemców poprowadziła wszystkich wysiedleńców do Ostrowca, skąd wielu mężczyzn wywieziono do Niemiec. Nasza rodzina przebywała w Ostrowcu a następnie w Rudzie Kościelnej, żywiąc się wyżebranym chlebem.

Wiosną 1945 r. wróciliśmy do gruzów i pogorzelisk rodzinnej wsi. Początkowo zamieszkaliśmy w niemieckim bunkrze, żywiąc się przemarzniętymi ziemniakami. Bunkier był dziurawy, w czasie deszczu nie można było znaleźć w nim suchego kąta. Następnie zamieszkaliśmy w przedwojennym, murowanym chlewie, do którego dobudowany został zniszczony przez okupanta dach…



Teksty dla dzieci


Krystyna Bęczkowska

Kotek Karolek

N

adeszła długo oczekiwana piękna, ciepła wiosna. Zbliżały się Święta Wielkanocne. Moja sąsiadka z drugiego piętra, podobnie jak inne gospodynie, robiła porządki w mieszkaniu. Gdy była zajęta myciem okna w pokoju, czarny z nielicznymi białymi łatami na brzuchu kotek Karolek wykorzystał jej nieuwagę. Przez otwarte okno wyskoczył z pokoju na daszek ganku bloku i poczuł wiosnę i wolność. Bał się jednak wysokości, był bezradny i dlatego rozpaczliwie miauczał. Niestety, jego pani nie mogła go dosięgnąć przez okno i przyjść mu z pomocą.

Wracałam właśnie z miasta i zauważyłam jak koło ganku klatki dwie dziewczynki, stojąc na rowerach i podtrzymując się wzajemnie, wspinały się na daszek. Gdy wyraziłam obawę, że mogą się wywrócić i połamać, odkrzyknęły, że kotek Karolek jest na daszku i potrzebuje pomocy.

Dookoła klatki stały liczne, przejęte przygodą kotka Karolka dzieci. Jeden chłopczyk powiedział, że trzeba mieć intuicję i nie wolno kombinować. Inne dwie dziewczynki rozłożyły kurtkę obok parapetu okna z lewej strony ganku i pieszczotliwie nawoływały „kici, kici”. Miały bowiem nadzieję, że przywoływany przez nie Karolek zeskoczy z daszku na kurtkę. On jednak zeskoczył na parapet okna, przestraszył się i niespodziewanie wyskoczył z powrotem na daszek. Nie wiadomo jak długo by tam jeszcze chronił się, gdyby nie fakt, że jego właściciel postawił krzesło z lewej strony ganku, stanął na nim i — wołając parę razy „Karol, Karol” — wyciągnął rozwarte ręce. Kiedy kotek podszedł, zdjął go spokojnie z daszku. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Karolek był w dobrych rękach.

Pan codziennie chodzi z Karolkiem na spacery, prowadząc go na smyczy. I chociaż Karolek sam odmyka klamki u drzwi i ucieka na klatkę, kiedy idzie na smyczy z panem, jest grzeczny i wyraźnie boi się ludzi.

Na drugi dzień zapytałam Kasię z trzeciej klasy, moją sąsiadkę z klatki, jak czuje się Karolek po tej niezwykłej przygodzie. Odpowiedziała mi, że dobrze. Natomiast pani Karolka powiedziała, że kotek od skoków ma połamane pazurki i jest bardzo niespokojny.

A czy wy, dzieci, macie w domu kotka?.. Jak on ma na imię?.. Czy miał może jakieś fantastyczne przygody?.. Czy opiekujecie się nim?.. Czy może wasz kotek, tak jak Karolek, boi się dzieci i ludzi?..


Tarnobrzeg, 18.04.2001 r.


Domofon

— Halo! Słucham.
— Halo! Proszę.
— Halo! Kto tam?
— Hipopotam — odpowiada chłopczyk.

— Chłopczyku,
a skąd znasz hipopotama,
zwierzę o ciele wielkim, niezgrabnym,
głowie czworokątnej, nogach krótkich,
które żyje w gorącej Afryce?

Może widziałeś go na obrazku
lub opowiadał ci o nim ktoś z dorosłych?

Pewnie w swej wyobraźni naprawdę widziałeś hipopotama.
Zaprzyjaźniłeś się z nim,
darzysz go sympatią,
odbyłeś z nim fantastyczną podróż koło domofonu
i na schodach klatki.

Baw się grzecznie ze swoim hipopotamem,
bo jak go rozgniewasz,
ucieknie od ciebie w świat daleki.


Huśtawka

Słońce grzeje,
a ja się huśtam,
wysoko, coraz wyżej,
i liżę loda,
bo jest mi gorąco.

Huśtam się i huśtam,
czasem stopą
dotykam ziemi,
ale zaraz się od niej odpycham.

Bo muszę lecieć
wyżej niż inni,
bo samolotem jestem
i rakietą.

A kiedy zjadłam loda,
sfrunęłam z huśtawki
do mamy,
po słoneczny sok.


Mój samochodzik

Moim samochodzikiem
pędzę po ulicy,
chcę dojechać do Warszawy
i coraz bardziej oddalam się od mamy.

Kacperku, wracaj! Woła mama.

Chwytam samochodzik w rączkę
i biegnę z nim do mamy,
bo jestem mały
i boję się zostać sam.

Bez mamy nie dojadę do Warszawy!


Synku maleńki...

Synku maleńki,
kto cię skrzywdził,
że popłakujesz cichutko,
albo krzyczysz głośno.
Może boli cię główka,
Chociaż czoło masz zimne,
Może ból brzuszka ci dokucza.

Nie umiesz jeszcze powiedzieć,
ale ja wiem, że cierpisz.
Zaraz zaparzę ci melisę,
która ukoi twój ból,
resztę zrobią moje ramiona.

Śpij, synku, śpij.


Mój kotek

Mój kotek usiadł w fotelu
i o czymś ciekawie opowiada,
ma kocią duszę, której nikt nie zbada.

Jego czarne futerko
ugina się
pod moją ręką.

Mój kotek,
wszystkiego ciekawy,
najlepszy jest do zabawy.


Skąd ci wezmę

Mamo, kup mi kolorową książeczkę,
Bo chcę poczytać troszeczkę.

Daj mi długopis i zeszyt,
Bo chcę popisać troszeczkę.

Proszę cię o kredki i blok rysunkowy,
Bo chcę pomalować troszeczkę.

Kup mi plastelinę,
abym mogła lepić żywe ludziki
i krasnale jak z bajki...

Nie mów „skąd ci wezmę”,
że nie masz pieniędzy,
ja nie mogę siedzieć bezczynnie.

Jak dorosnę, wszystko ci zwrócę.
Teraz chcę ci podarować
swój czarodziejski świat.



» Krystyna Bęczkowska, Czarodziejski świat. Wiersze dla dzieci, Kraków 2009


W świecie poezji


Krystyna Bęczkowska

Iść naprzód

Trzeba dźwigać krzyż.
Podnosić się z upadku
i iść naprzód.
Pan Jezus podaje rękę.
Bierze w ramiona zbłąkaną owieczkę
i tuli do swego serca.

Droga jest ciernista,
pełna wybojów i przeszkód,
ale trzeba iść naprzód
nie poddawać się wrogom.
nie ustawać,
iść naprzód,
dopóki serce bije.


Tarnobrzeg, 07.06.2014 r.


XXI wiek

Za wszelką cenę musimy się strzec
chamstwa, brutalności i kradzieży,
bronić się przed nimi
jak przed szkodliwą zarazą.

Trzeba szukać prawdy i uczciwości
kultury i delikatności
wartości wyższych
przekazywanych przez Boga i
Ojca Świętego Jana Pawła II.

Siła i przemoc niech nie mają miejsca.
Miłość bez dobrych uczynków martwa jest.


Tarnobrzeg, 10.06.2014 r.


Modlitwa do świętego

Święty Janie Pawle II
kanonizowany w niedzielę Bożego Miłosierdzia,
papieżu rodzin, proszę Cię,
czuwaj w niebie nade mną,
nad moim zdrowiem, nad moją samotnością,
strzeż mnie od złych ludzi, faryzeuszy i złodziei,
połóż kres prześladowaniom,
wstawiaj się za moimi śp. rodzicami i braćmi,
spraw, aby otaczali mnie dobrzy, uczciwi ludzie.
Czuwaj nade mną we dnie i w nocy,
błogosław mi w pracy.
Bądź na wieki błogosławiony święty Janie Pawle II,
ojcze sierot i samotnych.


Tarnobrzeg, 30.04.2014 r.


Ślepiec

Czuję się jak ślepiec,
który błądzi...
Upada i podnosi się.
Po omacku szuka drogi i światła.

Jestem niewinnie osaczona,
ale Jezus jest ze mną
i ochrania mnie,
podaje przebite gwoździami
nieśmiertelne dłonie
i koi cierpienie.


Tarnobrzeg, 8.05.2013 r.


Jeszcze nadzieja i miłosierdzie Boże

Gdy wszystko cię rozczarowuje i zawodzi,
gdy dźwigasz ciężar ponad siły,
niespełnione marzenia,
gdy nawiedza cię choroba i rozpacz,
nie możesz chodzić, a pomocy ci brak —
pozostaje ci nadzieja i ufność w miłosierdzie Boże.

Padnij na kolana i proś o ratunek,
o przetrwanie kryzysu, siłę i pomoc w cierpieniu,
o zwycięstwo.
Jezu, ufam Tobie.


Tarnobrzeg, 22.10.2011 r. Z tomiku „Osaczona”


Walcz i zwyciężaj

Nie zamykaj oczu na widok zła i krzywdy.
Zachowaj spokój, gdy ktoś na ciebie napada.
Stań w obronie chorych i krzywdzonych.
Podaj rękę inwalidzie i kalece.
Nie lękaj się, czuwaj, walcz i zwyciężaj!

Bądź cichy i pokorny.
Tego uczy cię Pan Jezus,
który oddał za ciebie swoje życie na krzyżu i zmartwychwstał.
Tego pragnie dla ciebie Matka Najświętsza.


Tarnobrzeg, 11.05.2013 r.


Brak mi...

Brak mi braterskich ramion.
Serca mojej mamy.
Życzliwych, serdecznych słów.
Promyków ciepła, którego nie zastąpi zimna, nieczuła kamera.

Stoję nad przepaścią, ale nie spadnę,
Bo dobry Bóg czuwa nade mną.
Osamotnienie i osierocenie
To najtrudniejsza, najbardziej nieuleczalna choroba,
Panosząca się szczególnie w XXI wieku.

O Jezu z pięknej kartki artystów malujących ustami i nogami
zapukaj do mych drzwi.
Domofon i zamek z kluczami antywłamaniowymi nie powstrzymają Cię.

Czuwaj Jezu nade mną we dnie i w nocy.
Ty nigdy nie skąpisz mi serca i pomocy.
Nie można zobaczyć tego, co jest w środku.


Tarnobrzeg, 19.03.2011 r.


Moje życie

Moje życie jest ciągłym czekaniem na co? Na kogo?......
Jest szukaniem czego? Kogo?......
Na imię ma Prawda.
Chryste Zmartwychwstały proszę Cię
dopomóż mi i wspieraj mnie.


Tarnobrzeg, 25.04.2011 r.


Zastrzyki na wzmocnienie serca

Rozbite szkło trudno jest skleić w całość.
Czarne chmury zwiastują burzę.
Burza w przyrodzie a burza i niepokój w sercu człowieka.
Bardzo trudno jest przebaczyć bliźnim doznane od nich krzywdy.

Słońce i światło rozświetlają mroki i ciemności,
Są symbolem ciepła i miłości.
Serce człowieka to oaza uczuć i życia.
Człowiek żyje dotąd, dopóki jego serce bije.

Trzeba chronić serce przed ciosami.
Dbać o to, żeby biło jak najdłużej,
Mimo tego, że o długości życia człowieka decyduje Pan Bóg.
Jedyna sprawiedliwa w stosunku do wszystkich ludzi jest śmierć.

Wobec śmierci człowiek jest bezsilny i bezradny.
Nie zna dnia ani godziny kiedy po niego przyjdzie.
Nie zabierze ze sobą niczego.
Trzeba czuwać, być gotowym.
Boże Ciało jest wieczne, nieśmiertelne i najbardziej bezpieczne
i Nim winniśmy się karmić.

Modlić się do świętego Józefa o dobrą śmierć.
Starać się zostawić po sobie pamięć w sercach Żywych.


Tarnobrzeg, 23.06.2011 r., Boże Ciało


Podróż

Sama płynę przez Ocean Życie.
Na jak długo wystarczy mi wątłych sił,
by moja łódka dopłynęła do portu,
by nie zatonęła wśród burzliwych fal
przez nikogo niewidoczna?.....


Tarnobrzeg, 26.06.2010 r.


Muza

Muzo moja, proszę cię, daj odpocząć.
Nie bądź natrętna i nachalna.
Niech moje spracowane oczy
po nieprzespanej nocy
powitają światło dnia
i zajmę się tobą,
bo dookoła nie ma żywego ducha,
zewsząd wyzierają oczy samotności.


Tarnobrzeg, 26.06.2010 r.


Kwiaty od czytelnika

Kocham kwiaty,
Chociaż rzadko je otrzymuję.

Od swojego czytelnika
Otrzymałam bukiet pięknych czerwonych róż.
Długo stały w słoiku na stole
obok kryształowego flakonu ze sztucznymi
tulipanami.
Nie zwiędła jednak pamięć czytelnika o przekazanych mu przeze mnie książkach.

Słów zapisanych w ludzkiej pamięci
nie zniszczą ogień ani woda.
I warto jest pisać, nawet bez pieniędzy.


Gwiazdka szczęścia

Każdy człowiek marzy o swojej gwiazdce szczęścia
świecącej tylko dla niego.
Wiara w gwiazdkę szczęścia pomaga mu w trudnych chwilach i nieszczęściach.
Przesyła mu uśmiech,
promienie zdrowia, dobroci, życzliwości i pomocy.
Trzeba znaleźć swoją gwiazdkę szczęścia i
chronić ją przed zagaśnięciem.

Chrońmy Ziemię i Kosmos
przed zniszczeniem przez człowieka,
który pragnie być królem świata.
Czy człowiek zniszczy Ziemię?......


Tarnobrzeg, 1.07.2011 r.


Krzyż

Muszę dźwigać krzyż cierpienia i przeznaczenia.
Jezu, zdążam
za Tobą krok po kroku do wieczności.
Zmarła specjalista psychiatrii,
lat 75, która ratowała chorych przez wiele lat,
niech odpoczywa w pokoju.

Ludzie
wciąż umierają.
Czy wystarczy miejsca na cmentarzach?..
Choroba, uszkodzona przez leki wątroba,
antybiotyk, Heparagen i inne lekarstwa.
Trzeba też leczyć chorą duszę,
czekać na kapłana spowiednika,
przyjąć do serca Pana Jezusa.
Bo nic nie wiadomo,
nie zna się dnia ani godziny,
kiedy przyjdzie Ona,
jedyna, sprawiedliwa dla wszystkich.


Tarnobrzeg, 1.05.2012 r.


 

Związek Literatów Polskich