ZDZISŁAWA GÓRSKA
Zdzisława Górska, urodziła się i mieszka w Strzyżowie. Jest laureatką wielu lokalnych i ogólnopolskich konkursów poezji. Jej debiutancki tomik poezji pt. «Wieczne źródło» ukazał się w 1996 roku.
Do dzisiaj wydała już trzynaście tomików poezji: «Przesiewanie czasu» (1999), «Po rajskim jabłku ziemi idę» (2002), «Atlantycka huśtawka» (2006), «Ojcu św. Janowi Pawłowi II w darze» (2007), «Warto być» (2007), „Odlatuje czas” (2012), „Wyprzedaż złudzeń” (2012), „Ponad czasem” (2014) - na kanonizację Jana Pawła II, „Spacer po śladach dni”- wybór wierszy (2016), „Pęknięcia” (2016), „Ulotność” (2019), „Zawirowania” (2020).
Czternastą pozycją wydaną przez autorkę jest proza emigracyjno-wspomnieniowa „Przylądki mojej nadziei” (2010). Jej wiersze opublikowano też w almanachu poezji pt. «Wspólna obecność» wydanym przez Oddział ZLP w Rzeszowie w 2002. Przez kilkanaście lat twórczości jej wiersze znalazły się w 23 almanachach i antologiach poezji w kraju i zagranicą. Okres 6 lat zamieszkania w Stanach Zjednoczonych przyniósł wiele publikacji w wydawnictwach i prasie polonijnej. Jej utwory znalazły się w antologiach: «Poezja emigrantów» (Fundacja Tadeusza Ungiera w Chicago), «Cały Twój Maryjo» (Polish American Poets Academy na 25-lecie Pontyfikatu Jana Pawła II) oraz w tomikach pokonkursowych i «Nowym Dzienniku» w Nowym Jorku.
Od 2002 roku jest członkiem Oddziału Związku Literatów Polskich w Rzeszowie, a od 2003 także Polish American Poets Academy w Wellington N.J. oraz Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych im. Władysława Gduli w Strzyżowie. Oprócz poezji Zdzisława Górska zajmuje się także malarstwem, jej prace były prezentowane w wystawach indywidualnych i zbiorowych. W 2002 roku została wyróżniona przez Ministra Kultury odznaką «Zasłużony Działacz Kultury» oraz przez Burmistrza Strzyżowa tytułem «Zasłużony dla miasta i gminy Strzyżów». Natomiast w 2005 roku otrzymała nagrodę Zarządu Powiatu w Strzyżowie za wybitne osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury.
Za poetycki tomik «Atlantycka huśtawka» została wyróżniona honorową nagrodą ZLP O/Rzeszów «Złote Pióro» w 2006 roku. W 2009 r. otrzymała honorową nagrodę miasta Strzyżowa — Statuetkę Świętego Michała za osiągnięcia literackie w dziedzinie Nauka i Oświata. W 2010 r. wydała własnym sumptem książkę prozatorską «Przylądki mojej nadziei» (Krosno — Strzyżów, Wydawnictwo Ruthenus), za którą otrzymała nagrodę ZLP O/Rzeszów «Złote Pióro» w 2010 roku. Jest laureatką I i II miejsca w Konkursie Polonii Amerykańskiej (Grupa Nord) w roku 2003 w Passaic, N.J., za wiersze „Wierność” i „Losy”.
W kraju zdobyła kilka pierwszych miejsc w konkursach ogólnopolskich
„O Laur Wagi i Miecza” Strzyżów 1995 i 1996, II miejsce „Konfrontacje 2000” Leszno,
I miejsce „O lampę Łukasiewicza” Krosno 2001, oraz nagrodę „Grand Prix” za zestaw 10 wierszy w XX Konkursie „Dać świadectwo” – Kraków 2011. Ma wiele nagród II, III i wyróżnień tematycznych w licznych konkursach poezji.
Wyróżniona przez Ministra Kultury odznaką „Zasłużony działacz kultury” w 2005 roku.
26 czerwca 2015 roku otrzymała Nagrodę Zarządu Województwa Podkarpackiego za całokształt działalności w dziedzinie twórczości artystycznej i upowszechniania kultury.
Publikacje w prasie: „Waga i Miecz”, «Niedziela», «Gazeta Kulturalna» (Zelów), «Nasz Dom Rzeszów», «Kurier Błażowski», «Nadwisłocze», «Znad Popradu», małopolski «Głosiciel», nowojorski «Nowy Dziennik».
Pasją autorki jest również malarstwo, fotografia i szeroko pojęta sztuka. Sama maluje, miała wystawy indywidualne i zbiorowe w Klubie Plastyki w Strzyżowie. Pisze też eseje, reportaże z Danii, z Luksemburga, Izraela, USA – gdzie kilka lat mieszkała. W tomikach autorki można znaleźć jej obrazy, grafikę córki Jolanty i wysokiej klasy obrazy malarki z USA Aleksandry K. Nowak, które znajdują się na stronach tytułowych tomików „Przesiewanie czasu”, „Po rajskim jabłku Ziemi idę”, oraz na okładce tomiku „Ulotność” i „Zawirowania”. Inne tomiki zdobią fotografie autorki.
Od 27 lat związana z pismem strzyżowskim „Waga i Miecz”, gdzie nieustannie pisze społecznie, recenzuje wydarzenia, publikuje poezję i artykuły na tematy społeczno- kulturalne. Potrafi pisać do kabaretu i występować również. Miała kilka spotkań na antenie Radia Rzeszów 1999 u Janusza Koryla, 2010, 2014 u red. Ireny Markowicz, w „Magazynie Literackim” J.J. Fąfary, wystąpiła w powieści radiowej „Muzyka wysokich traw” J.J.Fąfary. Nieustannie zajęta, czynna, ma nadzieję na nowe tomiki i czytelników poezji.
Tomiki w kolejności wydań
1. „Wieczne źródło” - (Strzyżów 1996)
2. „Przesiewanie czasu” – (Rzeszów 1999)
3. „Po rajskim jabłku Ziemi idę” – (Krosno 2002)
4. „Atlantycka huśtawka” – (Rzeszów – 2006)
5. „Ojcu Św. J.PII w darze” – (Rzeszów – 2007)
6. „Warto być” – (Tuchów – 2007)
7. „Odlatuje czas” – (Tuchów – 2012)
8. „Wyprzedaż złudzeń” – Grand Prix – nagroda (Kraków 2012)
9. „Ponad czasem” – (Rzeszów – 2014), na kanonizację J.P.II
10. „Spacer po śladach dni” – (Rzeszów 2016), wybór wierszy z 8. tomików.
11. „Pęknięcia” – (Rzeszów – 2016)
recenzja 1 recenzja 2
12. „Ulotność” - (Rzeszów – 2019)
13. „Zawirowania” (Rzeszów – 2020)
14. „Przylądki mojej nadziei” – proza emigracyjno-wspomnieniowa,(Krosno – 2010)
Oprócz tego około 200 recenzji, artykułów o tematyce kulturalno – społecznej, także ekologicznej do lokalnych miesięczników przez 27 lat społecznie przepracowanych.
Kontakt elektroniczny
zggorska@op.pl
https://zgorska.rzeszow.pl
W świecie poezji
Zdzisława Górska
Upadek
Ten szmer słyszalny to upadek
Ikara
Za wysoko wzleciał w mitologiczne
Słońce
W osądzie nauki – totalna bzdura
Odpadł także w obrazie Breughla
Nikt tego nie zauważył
Wosk i pióra - za mało by zgasić
pragnienie
W przestrzeni wiersza zostanę
Za daleko gwiazdy, za blisko
przepaść
13.06.2013
Przed burzą
Wracaliśmy skądś dokądś
Przy drodze narwałam
białych rumianów
Żal za niedostępnym rozbudziły
białe kwiaty czarnego bzu
Co za ironia /bez szans jak ja/
pachniały obłędem przed burzą
Tam był „mur graniczny”
i wieża w scenografii zamku
Rwaliśmy zachłannie omdlałą biel
czarnego bzu
jakby miała starczyć na milczącą
herbatę
do końca życia
Burza rwała włosy z drzew
6.06.2013
W obronie Ewy
To nie Ewa tu zgrzeszyła
Adamie
Nie pytając skąd owoc
nie musiałeś brać
Nie było kamer ekranów
dowodów nie ma
Słowo pisane dziś mniej
znaczy
lub nic
Grałeś wtedy główną rolę
W skali wartości był
mężczyzna
wielbłąd
pies
kobieta
Tłumaczenie twoje mizerią
trąci
Dałeś się zwieść owocem
choć wolisz
mięso
Wskazałeś winną
dla kary
Masło maśłane roztarłeś
wśród pokoleń
Siła i racja z tobą
Jaka prawda
w raju została?
29.11.2012
Noc
Ta noc zastygła w żalu, tylko
łzy pobiegły nie wstrzymywane,
gorące
Zapłonęły świece w miejscach
gdzie odwiedzałeś każdego z nas
Cały świat zamilkł i mógł
usłyszeć,
że cisza więcej mówi
niż słowo
Preludia Chopina nie słyszane
w radiu od lat
spadają gradem w ciszę
Ty odchodzisz w godzinę tajemniczą
w przeddzień Miłosierdzia
bez cierpienia chorego ciała
Idziesz wprost do Boga
przez niebieskie przestrzenie słów,
encyklik, napomnień, rozmów,
wierszy i podróży
Freski Michała Anioła mówią
o wieczności,
Tryptyk Rzymski rozszerza
widzenie niewidzialnego
Wieczność poznamy idąc za Tobą
Już nic nie będzie tak
jak z Tobą było
2.04.2005, godz. 21.37
Wiersz zamieszczony w antologii „Z wiarą wiar” wydanej przez Instytut Papieża Jana Pawła II w Warszawie, Warszawa – 2007.
Należna wysokość
Żyjemy w czasach niepokornych
w udziwnionej wolności
Codziennie przeżywamy ostry
fotoplastikon zdarzeń
często niewiarygodnych
jednak prawdziwych
Nie dotykamy siebie łagodnie
rzadko patrzymy w oczy
zapominając o prawdzie
Nie pojmujemy cierpienia
ani skończoności drogi
Gdybyśmy rodzili się na nowo,
to także z pytaniem
dokąd, po co
My jeszcze obecni, mamy odpowiedź
w krzyżu
Tylko bezmyślni usiłują zdjąć krzyż
z należnej mu wysokości
18.03.2012
Kanonizacja — 27. 04. 2014
Świętemu Janowi Pawłowi II
Czas nadszedł większy od innych,
jak biel opłatka w komunii świętej
nad taflą spokojnej wody
z rozlaną oliwą prawdy
W służbie Bogu i zatroskaniu
o innych, w cierpieniu i zawierzeniu
Order cnót nadany z Bożej woli —
dla nadziei świata i Polaków
13. 02. 2014
Z wysokości
Błogosławionemu Janowi Pawłowi II
Jak nas widzisz Ojcze Święty
z niepojętej wysokości
Skąd Tatry możesz dotknąć ręką,
Dolomity pogładzić wzrokiem
Jak nas widzisz wśród zieleni
soczystej
w płatkach dzikiej róży, maków
i kwitnącego przepychem bieli
czarnego bzu
Jak nas widzisz szukających pracy,
w rodzinach, na szybkich drogach,
zapalających znicze…
Uczymy się opornie alfabetu
miłości
Nadal dukamy osobne sylaby
zmieniające sens
Dotąd nie ułożyliśmy pełnych
zdań pojednania
Prawdę przydeptano boleśnie
nie może powstać o własnych siłach
Politycy krzyczą
Czas ucieka
Ty, Ojcze Święty nie chcesz tylu
spiżowych pomników
Wystarczy pomnik prawdy i zgody
18. 06. 2011
Lot
Umieranie to jak lot samolotem
na niezmierzonej wysokości
Kiedy wiatr od Ducha Świętego
zamknie najważniejszą księgę
Raz się rodzę i raz odchodzę
Między tymi prawdami
rozpięta cienka linia życia
po której stąpać trzeba z wprawą
linoskoczka
nie tracąc równowagi
Czasem krople potu są bolesne
Gdzie jest Weronika
Chusta nie musi być biała
Jedynie gest
09. 06. 2011
Ponad czasem
Na uroczystość beatyfikacji Jana Pawła II 1 maja 2011 w Rzymie
Po wiernym życiu
zatrzymałeś się
w strukturze kryształu
w Bożej przestrzeni
nieskończonej doskonałości
Dotknąłeś ostatecznej Prawdy
Ojcze Święty, nasz polski
ikono zdarzeń
Słowem burzyłeś mury
Dobrocią zmieniałeś ustroje
Bezbronny w swej ufności
budziłeś taki lęk
że kule zamachowca
chciały przeciąć Twoją misję
Twoje życie
Mocą Bożą miałeś trwać
aby dać świadectwo Prawdzie
Zachwiały się trony zła
ale Tron Prawdy nie upadł
Jest ponad czasem obecnym
i przyszłym
Z Woli i Mocy Najwyższego
27. 03. 2011
Oczekiwanie
Janowi Pawłowi II
Wracasz do nas Ojcze Święty
w blasku aureoli —
w konieczności badań, niedomówień,
podszeptów i udowodnień…
A przecież byłeś bez zarzutu,
bez skazy, w bieli pokory i czynów
Przekraczałeś bariery częstotliwości
podróży, słuchały Cię miliony,
poruszałeś najtwardszych łagodnością,
dobrocią błękitnego spojrzenia
Przytulałeś trędowatych i odrzuconych
Niech pytają „gdzie nie byłeś?”
Nie ma takiego kontynentu i kraju
Do Rosji Cię nie zaproszono…
Wracasz w aureoli świętości
w aureoli prawdy i zawierzenia
W blasku chwały ołtarzy
A dla nas byłeś za życia święty
obecnością i dobrocią
W bieli i aurze świętości Twego Pana!
„Czyż nie On właśnie widzi wszystko
w całej prawdzie?”
01. 02. 2010
Cytat z wiersza Jana Pawła II „Obraz i podobieństwo”
nieważne
nieważne — co było wtedy
owoc jabłoni czy gruszy
a może avocado
nieważne — kto skosztował
pierwszy
i czyim grzechem jesteśmy
naznaczeni
ważne
że owoc był jeden
zerwanie
wszystkich owoców
z wszystkich drzew
poznania
nie odkryłoby istoty
wszechrzeczy
26. 06. 1999
II nagroda w ogólnopolskim konkursie „Konfrontacje 1999” w Lesznie
LOSY
Elizabeth, N.J. 2003.03.21.
Świat mojej babci był prosty
jak ścieżka do Wisłoka
Cały bank mieścił się
w białej chusteczce
zawiązanej na węzełek
Niewiele tego było
Czasem spieniężyła w skupie
parę jajek /gospodyni nie
wypadało wystawać na targu/
Bóg — mieścił się na codziennie
odmawianym różańcu
a w niedzielę w dużej książeczce
do modlitwy
Zapaloną gromnicą w czasie
burzy
babcia starała się ocalić świat
Nie chorowała przez całe życie
Nie opuściła ani jednej
niedzielnej mszy
Wstawała wraz ze słońcem
/w zimie o wiele wcześniej od niego/
pracując cały dzień
według niezmiennego planu
Dopiero na starość przysiadała
na ławce przed domem
Za nią chwiały się lekko wysokie malwy
i maciejka pachniała
wieczornym omdleniem
Z odległej pamięci wyjmowała
spłowiałe wspomnienia
o ship`ie płynącym sinym oceanem
z Hamburga do dalekiej Ameryki
gdzie godzinami stała przy krosnach
nawijając nici na szpulę życia
Dalekie Lowell Mass., dla mnie znajome
i dotykalne z opowieści
jak ślubna fotografia babci
do dziś prawdziwa w sepii — stamtąd
Na galicyjskich wzgórzach po powrocie
czekał na dziadka austriacki mundur
i rosyjska niewola aż pod Taszkentem
Przebolała i dzieci wśród kłosów
wyrosło ośmioro
W dali grała melodie wieś
Porykiwały krowy
szczekały psy
odzywały się żaby
i rosa siadała na trawie
jak widz w amfiteatrze
Szłyśmy wtedy obie powoli
na dobry chleb pieczony z miłością
i herbatę z mięty
suszonej za belką pod dachem
Co mi ze świata samochodów
i reklam
banków i telewizji
Jeśli nigdy już nie było mi
tak dobrze
jak wtedy
II nagroda w konkursie Kongresu Polonii Amerykańskiej w Passaic N.J, USA 27.04.2003 r.
Źródło Aretuzy
Mity, Op.30 Karola Szymanowskiego
Perliście szumi i dźwięczy
kroplami z mitu
niekończące się źródło
i ta czerwona kropla krwi
na alabastrowej ręce nimfy
i wisiorek z „nieba Kairu”
Skrzypek wyciąga najczystsze tony
fortepian kaskadą uderzeń
zagłusza krople
plamka czerwieni na alabastrze
ręki nie znika
Na czystej tafli wody czy lustra
skry słońca przeskakują jak dźwięki
z klawisza na klawisz
Źródło wciąż bije uderzeniem
serca
Zmęczone ucieczką zasypia
w ramionach rzeki
15. 06. 07. Nałęczów
Gasnące prowincje
4. 06. 2008 r.
Wracam do gasnących prowincji
wśród wzgórz kędzierzawej zieleni,
kiedy rozpalony bruk miasta zostawał
za mną
a do mnie mówiły ciepłem bezradne
oczy babci
Widzę oczy mamy z bzowym odcieniem
zawsze roześmiane
i czarne węgielki oczu ojca wypatrujące
nowej okazji do śmiechu
Wszystko oplatają uściskiem dzikie
powoje pamięci
wysmukłe malwy i niestrudzone latem
białe rumiany…
Jabłka w sadzie spadały gęsto
rozbijając się jak marzenia o twardą
gęstość życia
Konie rżały u studni
i echo głębiny niosło się
do środka ziemi
Wisłok srebrną tarczą odbijał obrazy
jak na płycie snycerskiej
czytelne do dziś
Mój świat odpływa w ślad
za drogimi oczyma bliskich…
Morze Odysa
Przelewa się lazur z granatem
do granicy piękna
Każdy brzeg —
suchy z tęsknoty kamiennej
i rozpalony z oczekiwania
Od wtedy do dziś
te uczucia są niezmienne
jak kolor morza
i wyschnięte wargi wyspy
Jak mocna jest miłość
i czym ona jest
że gna przez morza
i oceany
Od bogiń i muz
od syrenich śpiewów
od przygód i dostatku
do skalistej Itaki
i podstarzałej żony
Kim byłeś Odysie —
Mężu Wieczny —
Miłości dziś niepojęta
I Ty Penelopo — wierności
obrazie niedościgły
Kreta, 2008. 07. 14
W białej poświacie zapachu
Tonę z rozkoszą w zapachach
białego bzu, który zawładnął całym
domem siłą wznoszącą duszy...
Tyle mojego w maju
Wszystkie olejki eteryczne świata
zdobyły się na zapach odurzający,
pochłaniany przez węch
i oddech jak eliksir i balsam
Ta chwila dla mnie ?
Bez zasługi?
Himalaje kiści białych panują nad
aurą ogrodu, pokoju,
nad kryształem wazonu, który przeciął
po skosie szabelką czerwieni
świetlisty, życiodajny promień
Cóż my, bez jego światła
Spienione bielą kwiaty ułożyły się
ściśle obok siebie i w takiej mnogości
jakby chciały stworzyć kwiatową siłą
barierę stałości, braterstwa na całe
obłędne kwitnienie chwili,
aż ciężkiej od zapachu,
nie do zatrzymania na dłużej
Z cudu zapachu skorzysta wrażliwy
wędrowiec i korona wirus
Chwilo trwaj
15.05.2020
Fragmenty prozy
Zdzisława Górska
Ludzie z zamglonego tła
(fragment)
T
en Strzyżów wraca do mnie nocą, kiedy pustoszeją ulice i można nareszcie odetchnąć od hałasu samochodów i spalin. Pamięć przewija się jak nić wełny ze sprutego swetra wspomnień, wraca obraz za obrazem, przymglony, o rysach zatartych, czasami nieczytelnych. Ogarnia przerażenie, że to wszystko już było, wydarzyło się kiedyś, a jakby niedawno. Gdzie są ci ludzie, ulice, domy nieistniejące już nawet w pamięci?
Domek był niewielki, nawet na ówczesny Strzyżów, i sądzę, że nie było to tak dawno, skoro ja jeszcze żyję, a nie czuję się wiekowo. Pobielony grubymi warstwami wapna maleńki domek stał sobie na rogu dróg, bo ulicami one wtedy nie były. Brak było nawierzchni i chodników. W miejsce tego domu stoją dziś okazałe budynki biur notarialnych. Domek stał skromnie na skrawku ziemi, zajmował niewiele miejsca, miał jedną czy dwie izdebki i sień, w której trudno się było obrócić. (…)
W domku skromniejszym niż można to sobie dziś wyobrazić, bieda piszczała na głos i widać ją było ostro, cięła po oczach jak żyletka. Szarość sieni i jakieś szare niezbędności, wysoki próg stanowiły wyposażenie. W izbie po prawej stronie stał pobielony piec kuchenny. Na zwykle zimnej blasze stał żelazny garnek, a czasem nie. Czyżby rzadko palono pod kuchnią? Nigdy się tego nie dowiem. Po kuchni, jakże ubogo wyposażonej w jakąś drewnianą ławę, stół pod oknem, wiszący zegar i czerwoną pelargonię w oknie, krzątała się drobna, zasuszona kobieta o twarzy pokornej i przestraszonej. Upięte w „gretkę” szpakowate włosy były jedynym ładnym akcentem skromnej raczej urody. Ubrana w sukienkę bez wyrazu i koloru po to jedynie, aby przysłonić przed światem chude ciało i żylaste ręce. Krzątała się z nabożną nieśmiałością i uśmiechem dziecka na zbyt szerokich ustach. Oczy najczęściej spuszczała w dół. Były ciemne i małe jak kolce tarniny wbite pod wydatne brwi. Może była głodna i przyzwyczajona do biedy, wtopiona w ten szary stan niedostatku, nie różniła się od niego niczym. Byli jednością niewzruszoną
i zgodną.
Pod piecem, tyłem do drzwi wejściowych najczęściej siadywał jej mąż, mężczyzna wysoki, z bujną, niesforną, ciemną czupryną i gęstym, ciemnym wąsem przyciętym nad górną wargą równo, jak włosy Piasta Kołodzieja. Na jego kolanach spoczywał kawał zdartej, brezentowej łaty, między kolanami jakieś prymitywne kopyto. Uderzał rytmicznie młotkiem, trzymając w zębach drewniane kołki, które wbijał w zdartą podeszwę czyjegoś buta. Najwidoczniej to zajęcie było jedynym źródłem ich egzystencji, życia równie zdartego jak buty przynoszone do naprawy. Szewc potrafił też robić nowe buty i nigdy już się
nie dowiem się, jak przy pomocy prymitywnych narzędzi i wygiętego kopyta mógł zrobić coś, co zupełnie dobrze nadawało się do chodzenia i miało przyzwoity wygląd. (…)
Szewc siedział na wysokości piecowego popielnika jak jeździec na niewielkim koniku, albo jak żeglarz ze sterem kopyta w ręce żeglując po glinianej podłodze. W izbie była cisza. Jedynymi dźwiękami było stukanie młotka lub szlifowanie podeszwy starą raszplą i sapiący, ciężki oddech szewca. Nikt nie rozmawiał. O radiu nie mogło być mowy, bo jeszcze nie było w mieście prądu. W izbie była lampa naftowa, rzadko używana, jako że dwójka mieszkańców domku kładła się spać o zmroku, a wstawała o świcie. Nawet nie wiem, po co było tak wcześnie wstawać, ale tak należało. Budził się dzień, budzili się ludzie. Wstawało słońce, ono było zegarem, źródłem światła i ogrzewania. Nie kosztowało nic. Cisza w tym domku była stała i nic nie wskazywało, aby ktoś przemówił. Szewc był albo głuchoniemy, albo niemy, jego żona słabo słysząca, chociaż mówiła czasem cicho i nieśmiało do klientów męża, potakując najczęściej.
Przy przyjmowaniu butów do naprawy szewc uśmiechał się tajemniczo, z przekonaniem i wyższością rozkładał ręce, wypowiadając w kółko to, co jedynie potrafił. Było to magiczne słowo „mao, mao, mao…” Powtarzał je ciągle kiwając głową na tak lub kręcąc i przecząc czemuś. Przerażona obserwowałam te sceny, będąc tam z mamą, która powoli i głośno usiłowała coś szewcowi wytłumaczyć w związku z naprawą butów. Moje przerażenie wywoływało właśnie to jedyne słowo „mao, mao..”. Bałam się, że wszystkiego, co przyniosła mama do naprawy butów jest za mało i z naprawy nic nie będzie, że przyszłyśmy niepotrzebnie. Miałam może cztery lata i oczy pełne łez, bo w moim dziecięcym odczuciu zawsze było czegoś mało, a tak być nie powinno. Dużo później to słowo „mao, mao..” kojarzyło mi się niezmiennie z towarzyszem Mao Tse Tungiem, kiedy głośniki powtarzały ciągle „towarzysz Mao, „przywódca Mao…” — później ta pisownia zmieniła się na Mao Dze Dong i nie mówiło się o nim tak często. (…)