Pro memoria

Rzeszów

Preambuła statutu ZLP


Związek Literatów Polskich jest zawodową organizacją pisarzy. Jego członkowie, w swojej twórczości i działalności, nawiązują do humanitarnych tradycji myśli ogólnoludzkiej, które w kulturze polskiej zawsze były zespolone z troską o dobro kraju i narodu. Kontynuacja tych tradycji oraz wszechstronny rozwój współczesnej literatury polskiej stanowią przedmiot starań i pracy wszystkich członków i władz Związku Literatów Polskich.



Związek Literatów Polskich

Menu

TYM, KTÓRZY ODESZLI...

Zmarli członkowie Rzeszowskiego Oddziału ZLP



Roman Bańkowski • Ewa Barańska • Marian Berkowicz • Bronisława Betlej • Krystyna Bęczkowska • Zbigniew Domino • Stanisław Stefan Gębala • Czesław Główka • Emil Granat • Józef Kapuściński • Stanisława Kopiec • Wiesław Kot • Zbigniew Krempf • Tadeusz Kubas • Ryszard Kulman • Franciszek Lipiński • Jan Łysakowski • Barbara Mazurkiewicz • Mieczysław Mularski • Mirosława Nowak • Stanisław Orzeł • o. Cherubin Pająk • Tadeusz Piekło • Ludmiła Pietruszkowa • Jerzy Pleśniarowicz • Regina Schönborn • Maria Siedmiograj • Stanisław Siekaniec • Tadeusz Sokół • Czesław Sowa-Pawłowski • Władysław Strumski • Roman Turek • Ryszard Ziemba (honorowy członek ZLP O/Rzeszów)




Horacy
Exegi monumentum aere perennius

przeł. Lucjan Rydel

Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Od królewskich piramid sięgający wyżej;
Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony
Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony

Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie.
Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie
Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody,
Róść ja dopóty będę, dopóki na schody

Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.
Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy,
Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy,
Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy,

Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy
Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.
Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie,
I delfickim wawrzynem wieńcz mi skroń radośnie.





----------------------------------------------------------------------------------

Pamięci Zbigniewa Domino.
PISARZ WIELKIEGO SERCA


11 czerwca 2019 o godzinie 7.55, zmarł Zbigniew Domino, człowiek wielkiego serca, wiedzy i otwartości . Pożegnamy go za tydzień we wtorek 18 czerwca o godzinie 11.30 na Cmentarzu Komunalnym w Rzeszowie, osiedle Wilkowyja.
Za pół roku, 21 grudnia , miałby 90 lat. Ale świeżość spojrzenia i umysłu miał o pół wieku młodsze niż z wskazywała na to metryka. Był ciągle taki, jakim go zapamiętaliśmy przy pierwszym poznaniu wtedy, gdy jako redaktor naczelny miesięcznika społeczno-kulturalnego „Profie” od 1975 roku przez pięć lat nie tylko był szefem naszego zespołu redakcyjnego, ale zarazem przyjacielem i przewodnikiem życiowym. Taki pozostał do końca życia. Szczery i przyjazny ludziom. Nie lubił sztucznej podniosłości. Cenił właśnie szczerość u innych.
Krótką notką można określić: sybirak, pisarz, autor kresowo-syberyjskiej sagi powieściowej: „Syberiada polska” (2001), także zekranizowanej, „Czas kukułczych gniazd” (2004), „Tajga. Tamtego lata w Kajenie” (2007), „Młode ciemności” (2012), „Zaklęty krąg” (2017), „Cedrowe orzechy” (1974, poszerzone wyd. w 2014 r.) oraz kilkunastu innych książek. Jego proza tłumaczona była na języki obce. W warszawskim Wydawnictwie EMKA Jacka Marciniaka, w którym ukazały się wszystkie książki pisarza z cyklu syberyjskiego – niebawem ukaże się kolejna, niestety już ostatnia – „Sybiraczka” . Zbigniew już jej nie zobaczy.
„Syberiada polska” według której Janusz Zaorski nakręcił film pod tym samym tytułem, była najbardziej rozpoznawalna – sztandarowa, nie tylko z racji, że rozpoczynała syberyjski cykl pisarza. Przetłumaczona do tej pory na języki ukraiński, francuski, rosyjski i słowacki. Na Ukrainie otrzymała międzynarodową nagrodę literacką im. Wołodymyra Winnyczenki. W Polsce nagrodę czytelniczą Biblioteki im. Raczyńskich i nominację do nagrody Ikara. Powieść cieszy się wciąż niezmiennym czytelniczym powodzeniem. Znawcy literatury określają ją jako dzieło o niepowszedniej epickiej skali. „Syberiada” – a także kolejne książki wymienione powyżej – najpełniej obrazują masową zsyłkę Polaków na Sybir. Dodatkowo „Syberiadę” wyróżnia to, że głównym zbiorowym bohaterem czyni pisarz polskich chłopów.
Po ukazaniu się powieści ks. Marek Ciesielski Schr na swojej stronie internetowej napisał: „Tak jak Konczałowskiego „Syberiada” jest filmem przekraczającym ramy filmu (dlatego w podtytule jest poematem filmowym), tak „Syberiada polska” przekracza absolutnie granice polskiej prozy. To powieść pomnik, powieść krzyk, powieść elegia. (…) Uważam, że każdy Polak powinien tę książkę wziąć do ręki i trochę nad nią popłakać i pomedytować. To najlepszy podręcznik najtrudniejszej historii jaki znalazłem w literaturze ostatnich lat”.
„Syberiada polska” przetłumaczona na język francuski i wydana przez Les Éditions Noir sur Blanc od razu zyskała zainteresowanie recenzentów m.in. z „Le Monde” i „ Liberation”. Polski pisarz z Rzeszowa, który wszak towarzysko nie gościł nigdy na salonach francuskiej elity literackiej, pojawił się tam jednak za sprawą powieści. Francuscy krytycy zauważyli tę książkę wśród setek nowości wydawniczych na swoim rynku i poświęcili jej niemało uwagi.
A przecież w tym samym czasie Adam Zagajewski ubolewał na łamach „Rzeczpospolitej”, że jego książka tamże „tonęła w kompletnej ciszy”. I pocieszał się, że gdy ukazał się tom wierszy wybranych Herberta też „pojawiła się na jego temat tylko jedna recenzja”. Zagajewski stwierdził nawet, że we Francji poza podziwianym tam Gombrowiczem „recepcja polskiej literatury jest nikła”. W przeciwieństwie do gazet francuskich, polskie media przemilczały wydanie „Sibériade polonaise”. Nie zauważyły też tej książki przedstawicielstwa polskie we Francji, które jak się wydaje powinny z obowiązku śledzić takie wydarzenia i pomagać w przybliżeniu ich miejscowej społeczności. Natomiast za pośrednictwem wspomnianych recenzji we francuskich gazetach o „Syberiadzie” mogli się dowiedzieć mieszkańcy także i w innych krajach, gdzie te dzienniki są kolportowane. Od Antyli i Gujany, przez Belgię, Luksemburg, Szwajcarię, Hiszpanię, Włochy, Senegal, Niemcy po Stany Zjednoczone i Kanadę na drugim kontynencie.
Pisarz z ogromnym szacunkiem odnosił się do osób, które dziś próbują łączyć tych, których podzieliła wojna. Wrócił do swego gniazda. Mieszkał w Rzeszowie. Syberyjska odyseja, pomieszczona w jego książkach jest literackim świadectwem koszmaru wywózki i lat zesłania sybiraków oraz szukaniem miejsca dla siebie w nowej Polsce w pierwszych latach po wojnie. Nic dziwnego, że w tych powieściach, „które dzieją się naprawdę” autor zawarł zdarzenia prawdziwe i prawdopodobne. – Nie obawiam się, że będę postrzegany jako pisarz jednego tematu – twierdził Zbigniew Domino, który ma w swym dorobku pisarskim jeszcze kilkanaście innych książek, odbijających jak w lustrze m.in. złożone losy ludzi walczących z okupantem i ich pogmatwane ścieżki w powojennej Polsce, by wspomnieć chociażby „Błędne ognie”, „Bukową polanę”, albo „Czas do domu, chłopaki”.
Ślady życia pisarza od Kielnarowej wiodły przez Podole, zesłańczy Sybir, Ziemie Odzyskane, Warszawę, Rzeszów, dyplomatyczny dwukrotny pobyt w Moskwie i ponownie Rzeszów dzielony z Matczynym Polem w Kielnarowej, gdzie pisał „Syberiadę”. Tę przeszłość – jak sam uważał – można podzielić na okres szczęśliwego dzieciństwa do czasu wywózki, potem wryte na zawsze w pamięć sześć i pół roku na Syberii – od 10 lutego 1940 roku do 26 czerwca 1946. Powrót do Polski i po czterech latach wojsko, co stało się przypadkowo. Tam znowu przez przypadek trafił do oficerskiej szkoły prawniczej, a po jej ukończeniu rozkazem skierowano go do prokuratury wojskowej. I kolejny etap to ponad 20 lat życia już dojrzałego od rozkazu do rozkazu i wiele historii, które wloką się za nim, albo mu je „życzliwi” wyciągali. Następny okres jest po świadomym wyjściu z wojska, motywowanym m.in. literackimi zajęciami. I powrót do Rzeszowa w 1969 roku. Prawie połowę życia miał wtedy za sobą. Nowe wyzwania, kiedy w 1975 roku został redaktorem naczelnym miesięcznika społeczno-kulturalnego „Profile” i prezesem rzeszowskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Ale i służba w misji pokojowej na Bliskim Wschodzie, literacko zapisana w książce „Notatki spod Błękitnej Flagi”. Na tej drodze życia były też prawnicze studia magisterskie i dyplom uzyskany na Uniwersytecie Warszawskim oraz doktorat obroniony na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Czytelnicy często traktują Staszka Dolinę, głównego bohatera sybirackiej odysei, jak bohatera pamiętnika Zbigniewa Dominy. – Te losy mogą się zbiegać, pokrywać, ale bohater powieściowy podąża jednak własnymi ścieżkami. Dla mnie powrót po wojnie z Syberii do Polski i wszystko, co się potem działo, było naturalne. Z Polską Ludową dorastałem i jej wszystko zawdzięczam, począwszy od wykształcenia, bo wróciłem dzieciakiem prawie, nagi, bosy i niedouczony. Innej Polski nie znałem – podkreślał niezmiennie. Są w tych powieściach także autentyczne nazwiska. I stąd zalew listów po tym, jak te książki się ukazywały. Owe listy posłużyły pisarzowi do nowych wątków, gdy pisał „Czas kukułczych gniazd”, a nawet i w „Młodych ciemnościach”. Albo zetknięcie się z Niemcami w Kajenie na wschodzie Syberii, z takimi jak i on zesłańcami. W polskiej literaturze – jak twierdzą krytycy – nikt poza nim czegoś takiego nie opisał. Prapoczątki „Syberiady” też wywodzą się z przeżyć i doświadczeń sybirackich. Pierwsze opowiadanie pt. „Opowieść znad wody” opublikował w „Tygodniku Kulturalnym”. Potem napisał kolejne. Uskładało się ich wystarczająco na debiutancki tom pt. „Pragnienia” (1967), potem na kolejne, w tym „Cedrowe orzechy” (1974). – Maszynopis długo przetrzymywano w Wydawnictwie MON – przypominał Zbigniew Domino w jednej z wielu rozmów, które miałem z nim zaszczyt przeprowadzić. – O ich druku, co wiem na pewno, zdecydował dopiero generał Wojciech Jaruzelski, też sybirak, którego pamięć ogromnie szanuję i jestem przekonany, że doczeka się on jeszcze pomników. Wtedy to był temat tabu. Poniekąd ze zdumieniem odnotowała wówczas Maria Danilewicz-Zielińska w paryskiej „Kulturze”, że mogły się ukazać opowiadania zesłańcze w takiej postaci.
Stygmat sierocy naznaczył życie Zbigniewa Dominy. Matka umarła na Sybirze, gdy miał zaledwie 10 lat, a jego brat Tadek 4,5 roku. – Gdy ojciec poszedł z kościuszkowcami na wojnę w maju 1943 roku, zostaliśmy na łasce obcych ludzi. Byłem małemu bratu i ojcem, i matką. Tylko mnie nie miał kto wtedy matkować – mówił w jednej z tych rozmów na wspomnienie tamtych przeżyć. Z zesłańców w Kaluczem i Kajenie tylko jemu udało się powrócić w miejsce zesłania po kilkudziesięciu latach, gdy był w Moskwie polskim dyplomatą. – To wtedy wspominał – po raz drugi w życiu dotarłem do Kaluczego na Syberii przy pomocy wielu życzliwych mi Rosjan. A w tamtych czasach dostać się w głąb syberyjskiej tajgi nie było wcale łatwe, zwłaszcza dyplomacie. Mnie się poszczęściło… Kaluczego już nie ma. Prawie ślad po nim nie został. Natomiast tajga objęła we władanie wszystko, także nasz zesłańczy cmentarz, gdzie jest kilkaset mogił polskich, ale ślad już po nich zatarty. Odwieczna tajga ma swoje prawa. Tam i moja matka spoczywa. Pamiętałem to miejsce, odnalazłem wzgórek nad rzeką Pojmą i szczątki krzyża modrzewiowego, który postawił mój ojciec. Nabrałem w chusteczkę garść ziemi z tego miejsca i przewiozłem ją na symboliczny grób matki w Tyczynie.
Rosjanie w tych powieściach traktowani są bez uprzedzeń, bo jak podkreślał pisarz, Syberię, od Rosjan poczynając, zamieszkują różnorodni narodowościowo ludzie, z różnych etapów potomkowie zesłańców z Europy po rodzimych Buriatów. Tam wytwarza się ten szczególny klimat wyrozumiałości wzajemnej. – Państwo i ludzi należy oddzielać – mówił Zbigniew Domino – przeciętny Rosjanin jest bardzo uczuciowy, a sybirak szczególnie, który drugiego człowieka nigdy w potrzebie nie zostawi. Nie tylko ja, ale każdy polski zesłaniec przytoczy wiele przykładów, gdy zwłaszcza kobiety sybiraczki, bo ich mężowie i synowie walczyli na froncie, opiekowały się nami, pomagały, choć same żyły w wielkiej biedzie. Mój stosunek do Rosjan się nie zmienia. Smuci mnie tylko, że nasi niektórzy „mędrcy” polityczni, którzy z grubsza mówiąc nie mają zielonego pojęcia o Rosji i nie znają mentalności Rosjan rezygnują z możliwości bezpośrednich kontaktów z tym społeczeństwem, np. z Dni Kultury Polskiej w Rosji. Kiedy po przetłumaczeniu „Syberiady” na rosyjski zaproszono mnie do Krasnojarska, to nie mogłem narzekać na brak zainteresowania i życzliwości dla Polaków. Książka rozeszła się natychmiast. Na Ukrainie zachodniej przed wojną była Polska, stamtąd Polaków, w tym rodzinę Dominów, wywieziono na Sybir. – Gdybym nie znalazł się na zesłaniu, to prawdopodobnie podzieliłbym los wielu tych spod Zaleszczyk, Czortkowa i Borszczowa, którym udało się uniknąć wywózki, ale znaleźli się w studniach pomordowani przez banderowców. Mam przyjaciół, którzy przeszli tę gehennę wołyńsko-podolską i wszyscy mówią w ten sposób. Czekamy na przeprosiny od władz Ukrainy – mówił pisarz i zauważał przy tym, że te wydarzenia umykają także naszym władzom, a i o sybirakach się milczy, o tych gdzieś w tajdze pogubionych. Od wielu lat upominał się o przywrócenie w Rzeszowie ulicy imienia Anieli Krzywoń, młodziutkiej sybiraczki, która wstąpiła do polskiego wojska i poległa w bitwie pod Lenino. Bez rezultatu – przypominał wielekroć z wyrzutem. W tym miejscu muszę z przykrością stwierdzić, że oficjalnie też prawie nie zauważa się pisarza, który swą twórczością przysparza chwały Rzeszowowi oraz regionowi w Polsce i na świecie. W tzw. „Encyklopedii Rzeszowa” również zabrakło dlań miejsca, choć Zbigniew Domino mieszkał w Rzeszowie ponad pół wieku. Film Janusza Zaorskiego stworzony na podstawie „Syberiady polskiej” i pod tym samym tytułem, który wszedł na ekrany kin w 2013 roku, w Rzeszowie i regionie też oficjalnie przemilczano – żadnego spotkania z twórcami, aktorami i pisarzem, według którego to powieści ten obraz powstał. Jedna z największych produkcji ostatnich lat, która z epickim rozmachem opowiada przejmującą historię Polaków deportowanych w latach 40. na Syberię, jak podkreślano w zapowiedziach.
Kiedy niedawno pytałem go przy okazji pracy nad „Sybiraczką”, co dalej na pisarskiej drodze? – Wygląda mi ta droga na coraz krótszą, ale i trudniejszą – odpowiedział pisarz. – Zobaczymy, może Staszek Dolina coś mi jeszcze podpowie. Sam chciałbym wiedzieć.
Już nie zdąży. Droga życia i pisania została zamknięta. Pozostanie pamięć i świadectwo w postaci książek o niezaprzeczalnej wartości. I żal, że już nigdy nie będzie można spotkać się, porozmawiać zyskać życzliwą podpowiedź i radę.

Ryszard Zatorski (przyjaciel Zbigniewa Domino)


 

Ceremonia pogrzebowa Koleżanki EWY(STANISŁAWY) BARAŃSKIEJ.

Z głębokim żalem i smutkiem zawiadamiamy, że 26.06.2017 r. zmarła nasza Koleżanka EWA (STANISŁAWA) BARAŃSKA. Jej odejście to niepowetowana strata dla nas. CZEŚĆ JEJ PAMIĘCI! Ceremonia pogrzebowa odbyła się dnia 29.06.2017 r. o godz. 14:30 na cmentarzu Wilkowyja w Rzeszowie.
Uroczystości przewodził pastor. W imieniu rzeszowskiego środowiska literackiego zmarłą pisarkę żegnał prezes Oddziału ZLP w Rzeszowie. O dorobku literackim pisarki mówiła dr Zofia Brzuchowska z UR. Uroczystość zgromadziła najbliższą rodzinę i szerokie grono przyjaciół i znajomych. W pożegnaniu udział wzięli również: Janina Ataman i Adam Decowski.

Pamięci Ewy Barańskiej


Rok 2017 jest dla nas, niestety, rokiem pożegnań. Oddział Związku Literatów Polskich w Rzeszowie opuściły bezpowrotnie Bronisława Betlej i Krystyna Bęczkowska, a dziś żegnamy Ewę Stanisławę Barańską, która została członkiem Oddziału zaledwie trzy lata temu.

Jej kariera literacka rozpoczęła się jednak znacznie wcześniej. Już w latach osiemdziesiątych wieku XX publikowała powieści i opowiadania, a do roku 2016 wzbogaciła swą twórczość o nowe rodzaje i gatunki literackie.
Jest autorką licznych słuchowisk, sztuk teatralnych, audiobuków. Tworząc prozę dla młodzieży wykazała doskonałe poczucie humoru, łatwość nawiązywania kontaktu i zrozumienie dla problemów młodych odbiorców.

W uznaniu dla jej dorobku Oddział Związku Literatów Polskich nagrodził ją w roku 2014 "Złotym Piórem". Myśląc o jej bogatej twórczości można odwołać się do horacjańskiego "non omnis moriar", mając nadzieję, że nikt, kto zapisał się w kręgu literatury, nie zagubi się w niepamięci.

Składamy za ten najszczersze kondolencje wszystkim, którym Ewa Barańska była bliska, trwając w przekonaniu, że śmierć to tylko początek.

Mieczysław A. Łyp


 

TRUDNE I PIĘKNE ŻYCIE
Ewa Barańska (1947–2017)


Dwudziestego szóstego czerwca bieżącego roku zmarła Ewa Ba¬rańska, powieściopisarka, autorka książek dla dzieci, utworów dla mło¬dzieży oraz powieści obyczajowych, sensacyjnych i fantastyczno¬naukowych. Ci, którzy znali osobiście tę wyjątkową kobietę, wspa¬niałego człowieka i utalentowaną artystkę, przeżyli nie lada zasko¬czenie. Wprawdzie było wiadomo, że Ewę przykuła do wózka inwa¬lidzkiego ciężka choroba, że dwa razy w tygodniu zabiera ją karetka pogotowia, by zawieźć na dializę, ale fakt choroby i jej skutki był niemal całkowicie przesłonięty wrażeniem, jakie czyniła jej niezwy¬kła osobowość, hart ducha, psychiczna młodość i charakter, który od¬daje najlepiej biblijne wezwanie: „Nie bądźcie letni!”

Ewę Barańską poznałam dobrych kilka lat temu na wieczorze literackim promującym twórczość dla dzieci. Przedstawił nas sobie ówczesny prezes ZLP Wiesław Zieliński, mówiąc o Ewie, że jest au¬torką kilkunastu poczytnych powieści dla młodzieży. Niestety, żadnej z nich nie znałam. Zawiódł w tym przypadku pośrednik między autorem a czytelnikiem, jakim jest rzetelna krytyka literacka. Może to dziwić, że autorka uprawiająca literaturę, którą można nazwać interwencyjną, podejmująca najbardziej palące problemy z życia młodzieży, jak na przykład uzależnienie od narkotyków, problem młodocianych samobójstw, anoreksji, ciężkiej choroby lub kalectwa, opacznie pojmowanej rewolucji obyczajowej – nie wzbudzała większego zainteresowania recenzentów. Wolno sądzić, że przyczyną było nowatorskie i kontrowersyjne podejście autorki do obowiązującego schematu powieści dla dziewcząt. Odrzuciła ona tradycyjny wzór rozwojowej bohaterki pozytywnej, wprowadzając centralną postać, której zachowanie miało budzić zdecydowany sprzeciw odbiorców. Czarny charakter tryumfował dość długo, ale do czasu katastrofy. Wtedy to nasuwał się wniosek, że niegodziwość nigdy nie popłaca. Była to nowa forma dydaktyzmu, nie dla każdego czytelna.

Wiele dobra osobom dotkniętym chorobą ciężkiej niewydolno¬ści nerek przyniosła powieść Nie odchodź, Julio. Pamiętamy, że napisała ją współzałożycielka Stowarzyszenia Osób Dializowanych. Niezależnie od atrakcyjnej fabuły, autorka w warstwie poznawczej, niemal niepostrzeżenie, pomieściła rozległą wiedzę medyczną, atakując przy okazji szkodliwe stereotypy związane z przeszczepami narządów.

Literatura kierowana do dorosłych potwierdza pisarskie credo liczenia się z oczekiwaniami odbiorcy. Barańska zdobywała rynek wy¬dawniczy i czytelniczy dynamiczną narracją i niezwykle pomysło¬wą fabułą, wyrazistymi postaciami bohaterów, piękną polszczyzną i żywiołowym humorem. Nie wystarczała jej formuła powieści popular¬nej, której odmawia się prawa do budzenia szerszych refleksji. Przy¬kładem może tu być interesująca formalnie i myślowo powieść Raj obiecany, która napotkała trudności wydawnicze. Utwór zawiera ostrzeżenie przed uleganiem medialno-politycznym grom, typowym dla wieku propagandy.

Kiedy poznałam nieco bliżej autorkę Urojonego szczęścia, zaczꬳam ją usilnie namawiać, by napisała powieść autobiograficzną. Z fragmentów jej wspomnień można było odtworzyć zarys życia tak trudnego, że na myśl przychodziła tylko estetyczna kategoria tragizmu – „nadmiernej potęgi zła”. Od wczesnego dzieciństwa, gdy osierocona przez matkę doznała niewiarygodnej poniewierki, była poddawana przez los kolejnym próbom, co jeszcze może wytrzymać. Tym do¬świadczeniom przeciwstawiała oprócz twórczości: miłość do naj¬bliższej rodziny i przyjaźń dla ludzi o podobnym rozumieniu sztuki życia. Była przecież godną podziwu artystką, także w tej dziedzinie. Żegnamy ją z odczuciem niepowetowanej straty.

Dr Zofia BRZUCHOWSKA
Uniwersytet Rzeszowski



 

 

Związek Literatów Polskich