RYSZARD JAŚKOWSKI
Urodził się 29 marca 1956 r. w Stalowej Woli. Ukończył studia prawnicze w filii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Rzeszowie. Po ich ukończeniu zatrudnił się w «Społem» PSS w Stalowej Woli, przechodząc wszystkie szczeble kariery zawodowej do stanowiska prezesa włącznie. Obecnie pracuje w Zarządzie Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Spożywców «Społem» w Warszawie.
Swoje wiersze drukował m.in. w «Prometeju», «Nowinach», «Wiadomościach Podkarpackich», «Profilach», «Sztafecie», «Tygodniku Nadwiślańskim», a także w antologiach i almanachach literackich. Dwukrotnie publikowany w Antologii Warszawskiej Jesieni Poezji (2009 r. i 2010 r.). Należał do grup literackich «Spatium» i «Gwoźnica». W rodzinnym mieście działa w Stowarzyszeniu Literackim «Witryna». Od 2004 r. jest członkiem Związku Literatów Polskich.
Wydane tomiki poezji:
» Dojrzewanie słowa, Stalowa Wola 1997, ss. 56
» Siedem koszów obfitości, Stalowa Wola 2000, ss. 48 («Złote Pióro», nagroda Rzeszowskiego Oddziału ZLP)
» Łaknienie, Stalowa Wola 2003, ss. 60 (literacka nagroda Prezydenta Stalowej Woli «Gałązka Sosny»)
» Trudno obudzić nadzieję, Zduńska Wola 2009, ss. 67
Kontakt elektroniczny
ryszard.jaskowski@spolem.org.pl
W świecie poezji
Ryszard Jaśkowski
Blues never die
Wciąż kocham bluesa
bo on jest życiem
rytmem i uniesieniem
zabijającym szarość
wysokim C
podsyca serce
zwykłymi prawdami
o viktoriach i porażkach
szarych ludzi
oczyszcza powietrze
ze słodkiego dymu
zakłamania
Głowa i dom
Mój dom stoi na mojej głowie
zbudowany szybko i niedokładnie
bo jak zwykle spieszyłem się
aby nie uronić chwili
mój dom
nie jest moim domem
bo brakuje w nim okien
na zachód słońca
który uwielbiam
mój dom
ma tylko jedne drzwi
przez które wychodzę
codziennie na spotkanie siebie
mój dom stoi na uboczu
mojego życia
ale zawsze mogę do niego wrócić
Warszawa, 29.03.2007
Hutnicza 3
Byłem chłopcem
lody były moją nagrodą
za to że ojciec znowu
— po kolejnej zmianie —
wracał z pracy po 15
do domu na Hutniczej
Były ławki przed blokiem
pełne rozgadanych kobiet
i czereśnie pełne szpaków
Z głośników na oknach
sączyła się agresja
Led Zeppelin i Anna Maria
a pierwszy kolorowy telewizor
w pierwszej klatce na piętrze
był obiektem westchnień
takich samych jak do długonogiej
dziewczyny piłkarza Stali
Ogródek Jordanowski
był drugim domem
a gwiazdy oglądane w wysokiej trawie
kryły tajemnice takie same
jak teraz
Dzień kończył się
kłótniami o znowu obdarte kolana
i niecierpliwe powtarzaną modlitwą
abyś Panie bronił nas od
wszelkiego zła
Byłem chłopcem i takim
pozostałem
i wcale tego nie żałuję
Nakryj mnie swoim oddechem
Nakryj mnie swoim oddechem
miękko bezszelestnie
opadają słowa
bez słów
na rozżarzone oczy moje
obrazy wirują
uporczywie bez sensu
w oczekiwaniu na metamorfozę
ulatujących gestów
wierzę
że milczenie przemawia
mocniej niż krzyk
rozdartego serca.
Styczeń, Lądek Zdrój
Panie postawiłeś
Panie postawiłeś
Na mojej drodze
Kobietę
Niezrozumiałą
I pełną symboli
Wiodę ją przez życie
Za rękę i przeznaczenie
…nie wiem kiedy
Jestem sobą
Bo zgubiłem się
Pomiędzy jawą a snem
***
Paulinie
Ona żyje
w swoim świecie
pełnym sprzeczności
i rozmaitych ważności
ciągle zabiegana
kochająca miłością inną
choć prawdziwą do bólu
niezrozumienia
— krzykiem przykrywając
własną niemoc
Taka jest i nic
tego nie zmieni…
nawet nadzieja
która zawsze wybacza
taniec na scenie
absurdu
Sentencja
tylko zdumienie
malujące się na twarzy
jest świadectwem
że skradając się
do starości
musimy zabrać
ze sobą
maskotki z dzieciństwa
Wracaj chmuro
wracaj chmuro
nad moją głowę
bo płonę
a tylko deszcz
może zgasić pożar
moich tęsknot
niecierpliwie wyszukiwanych
w pamięci
oczekiwanie bywa zwrotem ku spełnieniu
Warszawa, 01.06.07
Wędrując po tobie
wędrując po tobie
oddechem
otwierasz się
na gesty
oczekując że będę twoim księciem
z tego lub następnego
rozdziału
spis treści zapomniał
o tytule
naszego zapomnienia
a tym bardziej o okładce…
Wyciągam wiersze z szuflady
wyciągam wiersze z szuflady
dotykam jak nie swoje
niczym zakazane owoce
smakuję ich kształt
przy pierwszym zanurzeniu
jakby obcy
bardzo inne po pierwszym kęsie
w spływającym po brodzie
oczekiwaniu
wypatruję następnych
może same usiądą
obok mnie
Zabierz moje oczy
Zabierz moje
oczy
i zaprowadź
w głąb siebie
Zabierz usta
i szeptaj czułe
słowa
na jakie
czekasz
Zabierz
moje ręce
i otul nimi
drżące ciało
Zabierz
mnie całego
bo oczy usta ręce
nijak nie chcą być
bez ciebie
Zamieszkaj ze mną
Zamieszkaj ze mną
głaszcz po głowie
moje strofy
i obudź
swoimi pieszczotami
aż do szaleństwa
dłoni
szukających słów
Znowu wróciłem
Znowu wróciłem
do ciebie Grecjo
do twojej córki Krety
smukłej jak wielowiekowe palmy
zasadzone przez bogów.
Nagie góry
a u podnóża oliwkowe czupryny
czuwają wciąż
aby nic nie zakłóciło
niebiańskiego spokoju
i sennego spojrzenia
starego Greka
leniwie obserwującego koty i już
na wpół umarłe psy
Wróciłem do ciebie
aby dotknąć
kolumny w Knossos.
zjeść rybę w weneckim porcie
Rethimnon,
gdzie ludzkie języki poplątały się
w gąszczu białych uliczek
oferujących wszystkie cuda świata
Musiałem ujrzeć Santorini
— pobieloną tysiącami domostw
i turkusowymi piegami kapliczek
wyspę której na pewno nie
stworzył człowiek
Chciałbym tu pozostać
na zawsze
ale jakże bym mógł wtedy
zobaczyć to
co jeszcze przeznaczyłeś
dla mnie
Panie