TYM, KTÓRZY ODESZLI...
STANISŁAWA KOPIEC
Urodziła się 27 marca 1953 roku w Lubeni k/Rzeszowa, gdzie mieszkała i tworzyła. Należała do najbardziej utalentowanych i cenionych poetek Podkarpacia. Debiutowała w roku 1967 w «Zielonym Sztandarze». Laureatka wielu prestiżowych nagród literackich ogólnopolskich i międzynarodowych.
Zmarła 2 marca 2012 roku. Dla nas, literatów ZLP O/Rzeszów, nie cała odeszła!
Wydała drukiem:
» Niebieska wieś, Warszawa 1987 — najbardziej prestiżowa nagroda literacka im. Stanisława Piętaka
» Spod znaku Anny, Warszawa 1989 — nagroda literacka II stopnia miasta Rzeszowa
» Osty i róże, Warszawa 1992
» Znak wzruszenia, Warszawa 1997
» Wielki wóz, 1997 — nagroda honorowa rzeszowskiego Oddziału ZLP «Złote Pióro»
» Seans serdeczny, Rzeszów 1998
» Nie bój się różo, Warszawa 2003
» Ptasi mszał, Lubenia 2010
» Igraszki Frywolnej Staszki, Tyczyn 2012 (wyd. pośm.)
» Niebieski gościniec, Warszawa 2013 (wyd. pośm.)
Wydała również tomiki dla dzieci:
» Gospodyni mucha: bajeczki dla córeczki, Lubenia 2001, 2008
» Pokój dziecięcy, Rzeszów 2003
» Czarodziej: wiersze dla dzieci, Jarosław 2007
» Śliwka i wisienka: wiersze dla dzieci, Lubenia 2008
Opracowania naukowe:
» Dorota Bielenda, Poezja Stanisławy Kopiec, praca magisterska, Uniwersytet Rzeszowski
» Dorota Bielenda, Śmierć, żałoba, eschatalogia. O Seansie serdecznym Stanisławy Kopiec, Fraza, nr 3 (2014), s. 71-91
W świecie poezji
Stanisława Kopiec
Kolorowy kamyk
Urodziłam się razem z wiosną
Poczciwy bociek dość się natrudził,
zanim przyniósł nas do naszej wsi
— zielonooką wiosnę
I mnie — zdrowe chłopskie dziecko.
Mój ojciec budował dla nas dom.
Martwiły się cztery ściany,
że nie przyjmą mnie w gościnę,
lecz babcina stara lipa
już z daleka wyciągała ramiona.
To był pierwszy znak.
Potem mama śpiesząc w pole
do roboty
znowu kładła mnie pod lipę —
miałam rymowane sny.
I ten kolorowy kamyk!
Lipowe boginki
kładły mi go do ręki,
gdy płakałam.
To był chyba kamyk poezji.
Chłopskim dzieciom
przeznaczone polne kamienie,
ale kiedy serce
faluje jak łany zbóż —
wyciągam rękę po kolorowy kamyk.
Nie darmo urodziłam się
razem z wiosną.
Moja Kasandra
Król Midas nie zagląda
w progi tego domu.
Helena jest prostaczką,
włosy ma w nieładzie
i jakoś do tej pory
nikt jej nie podrywa.
Z dziewkami i z dziećmi
zbiera jabłka w sadzie.
Na mleczną drogę patrzy
Jedzie wóz za wozem.
Z mlecznej drogi się robi
zwykły trakt cygański:
jadą ludzi, rżą kanie,
lecz nikt się nie martwi,
czy czasem który siwek
aby nie trojański.
Cichy płacz to nie lament.
Dramat pospolity.
Że wciąż zielskiem zarasta,
nazbyt nie wybujał.
Pomylonej Kasandrze
codzienność się myli
ze szczęściem,
gdy krzyczy chrześcijańskie
Alleluja.
Z liściem w ręce
Stanę przed Tobą
z symetrycznym do mego serca
liściem —
zielonym votum drzewa,
które dziękuje Ci
za ocalenie.
Fenolową łzę
poczętą pod kryształową
powieką źródła
oddam do Twojej
niebieskiej analizy.
— Ocal — poproszę
ostatniego ptaka,
bo tłuste samoloty
już nam jedzą z dłoni.
A potem zawołam ile sił
w niedotlenionych płucach:
— Niech zstąpi duch Twój!...
............................................
Zerwie się wicher...
Lecz czy odnowisz
oblicze Ziemi?
Poskramianie złosnicy
Za chorobę palącą
jak dym i ogień.
Za upadek młyna.
za to, że nic nam się
nie udawało,
dziękuję Ci, Jezu
— pisała Bernardka święta.
A ja się złoszczę
Na przewlekły katar.
Na podatek od psa.
Na to, że po cichu
nazywają mnie poetką
domową.
— Nie kochasz mnie! —
krzyczę i tupię nogami
jak uparty smarkacz.
Prowokuję Cię, Boże
lecz Tobie jakoś nie zależy
na poskromieniu złośnicy.
O co prosiły
Kwiatów tyle, że aż
ciasno pod stopami.
Co chwila muszę któryś
przepraszać.
Może to wiosna stulecia?
Niebawem przekwitną,
A Bóg im nawet
nie powiedział,
dokąd odejdą.
Nie kwitną na czarno,
choć pracuję bez umowy
i nie znają encykliki
Laborem exercens.
Posługują się zaledwie
paroma dialektami
z języka trzciny,
lecz gołym okiem
widać, że są szczęśliwi.
Pochylają się nad nami
mądre salomonowe głowy
po łąkach chodzące.
— O co prosiły? —
myślą.
Księżycowy ogród
Dobry wieczór, kwiatuszku
z księżycowego ogrodu,
kwitnący po ciemku
w zimnym świetle księżyca.
Z tej, a może nie z tej
ziemi jesteś.
Za horyzontem groźna
czerń kosmosu.
Wołasz mnie na kwiatowe
Pola Elizejskie.
Chciałam iść.
Księżyc ostrzegł:
Stąd nie ma powrotu.
Całe szczęście
Najpierw byłam za głupia,
by cię pragnąć.
Potem za głupia,
żeby cię docenić.
Odszedłeś.
Na mój rozum
w głupi sposób.
Całe szczęście, że Bóg
jest mądrzejszy
od ciebie
i ode mnie.
Pamięci Stanisławy Kopiec
Teresa Paryna
Zasłużyłaś na wieczność
Modlili się wszyscy —
bliscy, krewni, powinowaci,
przyjazne drzewa,
swojskie ściany,
koledzy literaci…
I Matka Boża Bolesna
przy szpitalnej bramie
prosiła Jezusa o cud
jak kiedyś w Kanie…
A Ten, który świat utkał
z prawdy i miłości,
który zawsze wybiera
właściwe pory,
drogi najprostsze,
powiedział:
Zabieram czas,
co tak cię prześladował —
zasłużyłaś na wieczność!..
4.03.2012
Ostatnie pożegnanie
Powiedziałaś:
„Do zobaczenia w domu Ojca!”
Tak, w domu Ojca
jest mieszkań wiele —
bez wysokiego czynszu,
bez niskiego sufitu,
z oknami na całą wieczność,
z firankami błękitu…
Tam już nas nie dopadnie
pośpieszny czas,
wiercący ból
czy śmiertelna choroba…
Wtopione w poezję nieba
pomilczmy o życiu —
olśnione,
zapatrzone
w niebieskie oczy Boga.
4.03.2012
Nad mogiłą
Umiera jagód leśny smak,
diamenty na ściernisku,
życie, co nagle poszło wspak,
aby przekreślić wszystko…
Kto teraz zaczaruje czas,
by przestał mówić od rzeczy,
kto nam ułoży z blasku gwiazd
najzgrabniejszy kuplecik.
Kupią ci wieniec z kokardą,
usypią kopczyk z ziemi,
uroni łzę życie twarde
w twojej kochanej Lubeni.
I gęstnieć będzie nasz smutek,
i krzyczeć będzie milczenie —
poetko od niezabudek,
czarodziejko z Lubeni.
5.03.2012
Pamięci Stanisławy Kopiec
Mirosław Osowski
Poetka z Lubeni
nie rozmawialiśmy nigdy ze sobą
może dwa razy spotkaliśmy się
w Rzeszowie jako literaci
siedziała pani zawsze cicha
jakby onieśmielona takim
towarzystwem myśląc pewnie
co ja tu wiejska kobieta
matka kilkorga dzieci
gospodyni domowa robię
nie wymieniłem z panią
chyba nawet słowa
choć siedziałem obok
a jednak czytałem kiedyś pani wiersze
opłakujące śmierć syna
osiemnastoletniego chłopca
który utonął w rzece
i byłem nimi serdecznie wzruszony
były takie proste i szczere
chwytające za serce
nie było jednak na zebraniu
takiej oficjalnej nasiadówce
raz na kilka miesięcy
jak o tym pani powiedzieć
nieznajomej sąsiadce
tak niestety wyszło
przykro mi pani Stanisławo
proszę wybaczyć
przynajmniej teraz
o tym mówię