ANITA RÓG-BINDACZ
Anita Róg-Bindacz urodziła się 4 października 2000 r,, pochodzi z Porąb Dymarskich. Debiutancki tomik "Goniąc marzenia" i "tomik "Twarzą wiatru" wydała jako uczennica Publicznego Gimnazjum im. Wojciecha Borowiusza w Cmolasie. Kolejne tomiki poetyckie "Pisane ciszą" (2017) i "Szepty Nieznajomej" (2018) wydała już jako uczennica II Liceum Ogólnokształcącego w Mielcu. Obecnie jest maturzystką II LO w
Mielcu. Od 2017 r. tworzy jako członkini Mieleckiego Towarzystwa Literackiego. W mieleckim środowisku działa aktywnie jako recytatorka oraz wokalistka. Pasja do pisania wierszy zrodziła się w niej w wieku 10 lat za sprawą siostry i mamy. Zanim zadebiutowała tomikiem „Goniąc Marzenia”, opiekująca się nią w Szkole Podstawowej w Porębach Dymarskich polonistka Władysława Stolarz złożyła napisane przez nią wiersze w wydrukowany amatorsko zbiorek. Do tej pory wydała 4 tomiki poezji, poza tym jej utwory były publikowane również w mieleckich rocznikach literackich: „Artefaktach” (2016) oraz „Dygresjach” (2017, 2018), w kilku almanachach pokonkursowych czy na łamach czasopism, takich jak: „Nasz Dom Rzeszów”, „Las Kabacki” czy „Krynica” - polski kwartalnik na Ukrainie. Jest laureatka wielu konkursów ogólnopolskich.
Wydane tomiki poezji:
„Goniąc marzenia” (2015),
„Twarzą wiatru” (2016),
„Pisane ciszą” (2017),
„Szepty Nieznajomej” (2018).
Kontakt elektroniczny:
W świecie poezji
Anita Róg-Bindacz
Norwidofobia
czy Norwid miał o kim myśleć
że by go chciał naprawić swoją Piosnką
zaprowadzić do sedna sprawy
i spojrzeć w oczy
z nadzieją przewrotną
bo wiem mnie nauczono
że nie miał na kim się oprzeć
ani kogo objąć ramieniem
że było mu zimno i dumnie i tęskno
i z tego pisał lub pisywał wiersze
czy miał jakieś łzy
które mu skapywały na kartki
spomiędzy natchnień
a może sądził że zbyt słono
mógłby za nie zapłacić
słyszałam na którejś lekcji
że go za życia pomijano
że się go nawet nie zalicza do
świętej trójcy wieszczy jest
tym czwartym że to co pisał
jest niezrozumiałe i wielkie
z gatunku legendarne po śmierci
nikt nie jest już ciekawy
czy mistrz chciał być mistrzem
czy nie łamał rąk nad szyfrowaniem
metafor albo czy nie tracił głowy
dla tych słów które były jego domem
czy miał kogoś oprócz liter z kim mógłby się rozliczyć
Mono?
słyszałam o monotonii
która obija się o powieki
i spędza z nich słowa
znam przedziały monotoniczności
trudno z nich wypaść
era formowania pustyni
odpadam ze wszystkich ziaren
skubię prawdę
jest partenogenetycznym owocem
Delirium
liczę na to że przynajmniej
schowasz nóż poza zasięg
moich dłoni
za plecy
uprzedź mnie uprzejmie
ale nie listownie to staromodne
o której godzinie wpadniesz
by złamać mi serce
pozostawię ci odpowiedź
w zapachu konwalii
dwulicowych jak Władca Cieni
no i które z nas powie: i ty Brutusie?
Drobne nieporozumienia
nie rozmieniajmy się na drobne
po prostu byłeś
dla mnie pustynią
a na niej rzadko
rozkwitają kwiaty
byłeś piaskiem dla
mojej duszy kiedy
ja modliłam się
o deszcz
byłam różą
ale nie tą z Jerycha
która co dzień
wynurza głowę z piasku
czas spojrzeć prawdzie w oczy
Mona Lisa
Och, Mono Liso.
Wciśnięto Cię w ciasne ramy,
Wmówiono uśmiech zamiast grymasu gniewu
I skazano na wieczne klonowanie.
Czymże zasłużyłaś sobie, by być
Jedynie tłem dla finezyjnego krajobrazu,
Wyjść nieznajoma spod pędzla Mistrza
I przetrwać jego istnienie?
Jesteś tylko pamiątką.
Rzeczą martwą– dowodem na
Krótkotrwałość dłoni, która Cię stworzyła,
Jak świat stara się być dowodem na
Istnienie Boga. Chciałby nim być.
Możesz być z siebie dumna- pożarłaś trzy osoby.
Malarza, modelkę i ich tajemnicę.
I tylko ja dostrzegam drapieżne oczy i upiorny spokój…
Ludzkie resztki
suma summarum
zostaje z nas tylko
reszta
grosz grosik
talar dukat
srebrniki
Zamyślony szachista
Życie to nie szachy– myślę, patrząc
Na opustoszałą szachownicę.
Pozamiatane, rzucam niedbale
Próbując odnaleźć sens pośród
Czarno– białych pól, z których każde
Próbuje wykrzyczeć własne prawa.
Opieram się o własne myśli,
Słowa chore na niewypowiedzenie,
Zapadam się w milczenie pełne kontrastów.
Życie to nie szachy!– powtarzam sobie uparcie,
Planując, kiedy wprowadzę w życie kolejny ruch.
Figury uciekły, wystraszone słowem: w o j n a…
Bądź pozdrowiony! Witaj i żegnaj, bracie!
Kalkuluję starannie w myślach,
Żegnając króla– przyjaciela, który odszedł
Mówiąc, że nie chce umierać.
Życie to nie szachy… Mówię po raz kolejny
Prawie widząc, jak czarnobieleję.