BOGDAN STANGRODZKI
Urodził się 4 lipca 1948 roku w Ciechanowie. Absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie. Lekarz psychiatra, zawsze uśmiechnięty, gotowy dla każdego znaleźć czas na poradę i rozmowę. Mieszka i pracuje w Stalowej Woli. Debiutował w 1992 r. na łamach tygodnika «Sztafeta». Członek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy. Jego wiersze były publikowane w prasie lokalnej i krajowej oraz recenzowane w ogólnopolskich periodykach literackich.
Jest autorem tomików:
» Zapłakały gwiazdy, Łódź 1997
» Gałązka świtu, Łódź 1998
» Ułomki z Mlecznej Drogi, Stalowa Wola 2000
» Czas nirwany, czas nadziei, Stalowa Wola 2001
» Aż pierwsze rzeczy przeminą, Stalowa Wola 2002
» Dotyk chlorofilu, Rzeszów 2003
» Dłonią ongiś podaną, Rzeszów 2005
» Kwiat biorąc w dłonie, Rzeszów 2007
» Przynaglenie ciszą, Stalowa Wola 2008
» Lubię gdy śpiewa skowronek, Stalowa Wola 2011 (utwór dramatyczny)
» W opałach mgły, Stalowa Wola 2011
» Na linii wiatru, Stalowa Wola 2013
» Układając ptaki do snu, Stalowa Wola 2015
» Wichrowe róże (utwory dramatyczne) Stalowa Wola 2015
» Jak żyć z cieniem Stalowa Wola 2019
» Oczy które płoną wschodzącym uśmiechem Stalowa Wola 2019
Za zbiór «Czas nirwany, czas nadziei» Bogdan Stangrodzki otrzymał Nagrodę Literacką Miasta Stalowa Wola — «Gałązka Sosny» za 2001 r. Za tomik «W opałach mgły» — «Złote Pióro», nagrodę ZLP O/Rzeszów za 2011 r. w kategorii poezja.
W świecie poezji
Bogdan Stangrodzki
Niezapominajki czasu
xxx
ta miłość
która za nami nie nadążała
teraz dotrzymuje kroku
czas się zatrzymał
co było naprawdę minęło
przeistoczyło się w ulotny sen
już nie musisz szukać
o gwiazdę pytać
czekać na wodę u skał
wiatr przyjął skargę drzew
w pieleszach obłoków
legł jęk
nieprzeniknione trwa
xxx
w rzece mojej chwytam się dłoni
ongiś podanej
czekam jakbym był
już wiele kroków za bramą
przede mną dziś
a nim
otwartej księgi wyznań
przedtem i potem
strofy tracą swe zmysły
od nagłych wezwań
spoglądam na brzeg
skąd poznanie
poznanego nadchodzi
Sanktuarium ciszy
xxx
z krzyku rodzi się cisza
z krzyku którego nikt nie słyszy
brzemiennego w piach
trzepot skrzydeł odlatujących ptaków
osad ciekłych rzeczy
z krzyku
co nie potrafił być dłużej milczeniem
i samotnie stać pod drzewem
cisza
tylko ja mogę przy sobie zatrzymać
mchem nie porośnie
nic w niej z kruchości gałęzi
spoczywającej w ziemi
wyślizguje się z objęć czasu
by strzec naszych serc
xxx
nie ma rzeczy piękniejszej
nad prawdę
do sanktuarium cisza
serc prowadzi
tak umocnione brzegi
pozwalają zmierzchom
płynąć wartko
spokojnej toni nie poruszając
ani na cal
dziecięctwo
domaga się ramion
na drogach odnajduje
paciorki różańca
wiatr
Radomyskie iskierki
xxx
ulicami Radomyśla toczą się legendy
i w zaułkach wieki drzemią
sprawy przyszłe nikną w mroku
z nadsańskich błoni widać
do wzgórza Zjawienia tulące się drzewa
gotowe spełnić każdą prośbę Matki
wierzby szumią
uśmiech losu
ku ciszy gwiazd
chyli się rzeka
czy można
bać się wody
xxx
niejedne radomyskie kielnie
szły boso do Warszawy do Lwowa
a tu w tym małym mieście łzy
stawały się przyprawą Combra
a gdy ruszał król na wojnę —
grom oklasków
potem
drżące słowa Marysieńki
Pan Jezus w Ogrójcu
teraz wydmy zachęcają do wędrówek
o zmroku
w języku ruchomych piasków
bez nazywania czegokolwiek
trwa rozmowa
oko węża obce
nieznane ruchy planet
każdemu miłą gruda