Ryszard Kulman, Lustra

Krosno 1997

Dedykowany Kamilowi tomik poetycki „Lustra” ukazał się w latach dziewięćdziesiątych. Do tego zbioru trafiło 43 wierszy.

Ryszard Kulman, Lustra, Oficyna Wydawnicza KALLIOPE, WDK Krosno 1997, ISBN 83-907060-3-2


Recenzje

Jan Tulik, Piasek pod powieką. Esej o autorze



Wybrane z tomiku

Cena mądrości | Nauka zabijania | Na Słonej Górze | Prawdziwy | Pierścionek | Milczenie żon | Narodziny |Definicja opatrzności | Róże | Na górze i tutaj | Smak mleka | Wieczerza | Odpowiedź |



Cena mądrości


Ludzie
kłamią

Nauczał
stary
Mędrzec

Nie znają
całej prawdy
o sobie

Ludzie mówią:
Mędrzec
nas okłamał


Nauka zabijania


Dwie
głodne chwile
oddalone o ten sam
pokarm

Najpierw czas
uczenia się
dla zbicia
czasu

Potem
człowieka


Na Słonej Górze


Na Sanockiej
Słonej Górze
w śmieciach parkingu
stoimy naprzeciw siebie

Znamy górę
obrzędy wolności
ofiarne dzieci i zwierzęta
brud za paznokciami choroby
brak wody smak pragnienia
w perpetuum mobile
boski błysk kryształu sny idee
przebojowe modlitwy
z nadgorliwości nasienia
kochanki madonny
i ich litość

Ostrzymy wzrok o wzrok
kłamstwo o kłamstwo
prawdę o prawdę
myśl o myśl

Gdy podajemy
sobie wino

Nie wiemy
który z nas prawdziwy


Prawdziwy


Prawdziwy
to nie człowiek
ani dziecko
śmiertelnej kobiety
ani jasność

Prawdziwy
to nie
przyjaciel
ani ojczyźniany
chleb
ani religia

Prawdziwy
to nie Bóg
ani jego
nieśmiertelne dziecko
w pogańskim
kosmosie

Prawdziwy
jest tym wszystkim


Pierścionek


Serca
gejów
które widzą
że patrzysz
jak człowiek

kochają
jakby dotykały
mokrych kwiatów
w oczach
Safony

czytały
krew
między wierszami
Kavafisa

patrząc
na własne
bawisz się

ich
pierścionkiem


Milczenie żon


Ich ręce zamykają się wokół nas
gdy bijemy się o pieniądze

Ich nogi rozchylają się wokół nas
w różową esencję rodzenia

Wyczerpanych
całują miękko gorącymi ustami

Wąż zsuwa się z drzewa
z cichym sykiem —
pękające serce


Narodziny

Matce

Spoglądał w oczy
i odmierzał czas:
słyszę barbarzyństwo
i pieśń miłosną
w łonie twojej matki

Jak slasher
z pirackiej kasety VHS
umieścił ręce
w naszym spojeniu
i rozerwał pętlę

Nigdy więcej
szepnęła mu mama
nie pozbawiaj mnie
uroczej herezji całowania
twoich
nieśmiertelnych ust

Gdy w następnym uścisku
mama pomogła mu zrzucić
łach pielgrzyma
na skórę
węża

Bez dyskusji
stał się moim ojcem


Definicja opatrzności


Jeśli kiedyś omal nie zginiesz
(szczęście mówi: to nieuniknione)

A potem zgłębisz tajemnicę
miłości

I poza nią
zamordujesz nienawiść
nienawiścią

Wtedy i tylko wtedy

Szczęście
opuści
twoją śmierć


Róże


Nad Sanem
zobaczyłem
dwie znajome
róże
mające mężów
dzieci

jak w słońcu
Erato
przewracają się
po trawie

i całują się
jak mężczyzna
z kobietą

w usta


Na górze i tutaj


Ręce, nogi, włosy, usta,
oraz inne części gwiazdy.
Anatomia śmiesznych westchnień,
czułość języka psa i miłość:
szczęśliwa, nieszczęśliwa
i taka co nie wie gdzie uciec.
To wszystko zawirowało hipokryzją prochu.
Wprawiło w osłupienie konstelacje zodiaków.

Wreszcie sekretny klakson życia:
…chciałaś suko poznać mężczyznę…
…ej, Heleno, jesteś w piekle.
— a galera istnienia to Bóg.

Z abstrakcyjnej śmierci ulewa
                        światła.
Oczaruj mnie! Wybacz w imię miłości!
Krwisty palec Edenu,
przywołuje twe łono do porządku.
Co było szaloną otchłanią — układa poezję.
Cycka ją z mlekiem naszego zbawienia.

Tam na górze i tutaj.


Smak mleka


Pierś kobiety
całą niewinnością
należy do mężczyzny.
Przez moją namiętność
nie chce się stać kryminalistką.
Jej cyniczny satynowy biustonosz,
chwytający za gardło nagość,
zaciera ślady moich wojen.
Chciałbym uwierzyć,
że jej obsesyjna delikatność
wyzwoli wreszcie anioła męskości.
Okropny ruch języka.
Biegnącą zygzakiem moją miłość,
zawsze z tym samym uśmieszkiem
krwawiącej dziewicy.

Ach, nie martw się.
Nie płacz jak kurwa.

Zanurzony w niej nasz pan bóg,
poczuje tylko smak mleka
matki.

Na wszelki wypadek.


Wieczerza


Obdarli ją z kobiecości
Rana była
Okropna z wyglądu
Pulsująca czerwień

Potem upili winem
Błysnęli nożem

Gdy rzucili na stół
Ozdobiony złotymi sygnetami ich palców
Wyjęli z niej duszę

Za oknem księżyc — oko Boga
W węzłach chmur śniętych jak jej warkocz

Nienasyceni
Łamali się kromką chleba

Siedzą jeszcze przy tej wieczerzy


Odpowiedź


Dlaczego śpiewasz —
zapytała śmierć

Jestem
dzieckiem
szczęścia

Ściga mnie
twoje życie


Recenzje

Piasek pod powieką


Wiersz bywa rzeźbą w skale słów. Poeta odziera ową skałę z setek tysięcy słów i znaczeń zbędnych, pozostawia jedynie garstkę wyrazów, których nie da się zastąpić innymi słowami; by wiersz nie stracił znaczenia, czyli intencji autora. Ale to sztuka selekcji dźwięków — znaczeń na najwyższym poziomie. Poeta Ryszard Kulman o tym wie. On wyłuskuje owe jedyne słowa, komponuje figurę wiersza, obrazującą jego pragnienie wypowiedzenia swoich emocji, spostrzeżeń. Albo obrazuje poprzez filtry swych zmysłów i rozumu otaczający go świat.

Już w pierwszym zbiorze SŁODKI GŁÓD (KAW 1989) ukazał miłośnikom liryki swe umiejętności: długo i pilnie ważył słowo, oszczędzał je, budował wiersz jedynie z elementów — słów niezbędnych. Powtarza to w niniejszym zbiorze. Ale jednocześnie wnosi obecnie dodatkowe walory: kreuje obrazy jeszcze jaśniejsze, jego myśl staje się jeszcze bardziej czytelna, mimo, iż te wiersze dotykają głębszych warstw wyobraźni , są przemyśleniami człowieka dojrzałego w przemyślenia i obserwacje, w pełną świadomość wagi materii, która tworzy lirykę.

Twórczość Kulmana to efekt interferencji fal jego zmysłów i jego świadomości. Tak jak w życiu, tu także nie da się oddzielić tego co sensualne od „ratio”. Zatem jego wiersz tchnie szczerością, brak mu udawanej kokieterii, jest wyrazem wewnętrznej prawdy autora. To stąd filozofia życia i bytu poety nakłada się na jego organiczność; stąd to co wzniosłe towarzyszy niemal fizjologii. Erotyzm w wierszach poety z Sanoka nie jest jedynie skalą sentymentu, jest jednocześnie aktem prokreacji, jest również próbą stwierdzenia: erotyzm to biologiczna konieczność, której podlega każde stworzenie, choć jedynie człowiek obdarzony jest wolną wolą i rozumem, by mógł ową koniecznością kierować. Ale autor daje się być przeciwny przy tym wszelkiej pruderii, która tłamsi w erotyzmie to co jest, lub może być, piękne i ważne.

LUSTRA to zbiór osobliwy. Jakby wyniknął nagle, jakby autor pragnął dokonać pewnej sumy. Tyle w nim antynomii, jasne ściera się z mrocznym, ciepłu przeciwstawia się chłód, dobro powinno zwyciężać, choć to co podłe, nieustannie podgryza korzenie dobra. Ale czyż nie taki jest rysunek życia każdego z nas? I właśnie może zwrócenie uwagi na ten fakt przydaje tej poezji jeszcze większej rangi.

Czytając wiersze Kulmana, przyjmuje się pewien rodzaj walki. Zaczyna się dialog, podczas którego pragnienie oglądania świata ułudzonego, kojącego, jest hamowane przez obrazy rzeczywistości: więc co piękne styka się z ponurym, dobre z podłym. To właśnie owoc szczerości wypowiedzi autora. Prawda sypnięta w oczy — prawda nie do podważenia, stała pięknem, lecz niekiedy, jak ziarnko piasku pod powieką — bywa piekąca.

Jan Tulik



TOP